środa, 7 maja 2014

Niedziela cudów w Speedway ENEA Ekstralidze-Włókniarz wraca do gry?

Pomimo że sezon żużlowy w tym roku rozpoczął się stosunkowo wcześnie, to zawodnicy są niemrawi, pozbawieni werwy.Pogoda wyjątkowo sprzyjała i zawodnicy rozpoczęli treningi bardzo wcześnie. Nie widać tego niestety na torze, ich jazda pozostawia wiele do życzenia. Patrząc na jazdę niektórych żużlowców, można odnieść wrażenie, jakby co dopiero obudzili się z zimowego snu. Dotyczy to wszystkich zawodników reprezentujących wszystkie klasy rozgrywkowe. W każdym klubie, nawet tam gdzie są tzw.dream-teamy, nie widać woli walki,a przygotowanie tych zawodników, do sezonu pozostawia wiele do życzenia. Niektórzy jeżdżą słabo,po części jest to efektem nie zaleczonych kontuzji.Inni widać to gołym okiem,nie trafili ze sprzętem.Jedynymi zawodnikami którzy ustrzegli się poważniejszych błędów są, Krzysztof Kasprzak,który od początku sezonu jeździ wyśmienicie i Peter Kildemand, który jest objawieniem sezonu.Ci dwaj zawodnicy jadą dobrze na każdym torze,reszta radzi sobie średnio,a uczestnicy tegorocznego cyklu Grand Prix jadą wręcz słabo i bez polotu. Ekstraliga w tym roku jest wyjątkowa pechowa,dla niektórych klubów.Faworyci ponoszą dziwne porażki.Jednym słowem obraz nędzy i rozpaczy,szczególnie widać to na wyjazdach,gdzie ponoszą wysokie porażki.Na swoich znanych torach jakoś sobie w miarę radzą,na wyjazdach jest tragedia,ponieważ wogóle nie potrafią się przełożyć i wyniki są katastrofalne. W trzeciej kolejce Ekstraligi,pojechali tragicznie tacy zawodnicy jak: Emil Sajfudtinow,który zdobył dla swojej drużyny tylko 2 punkty,Tomasz Gollob 3 punkty,Grzegorz Zengota 0 punktów,Jurica Pavlic 1 punkt.Nie lepiej pojechał stały uczestnik Grand Prix Niels Kristian Iversen,który uzbierał zaledwie 6 punktów.Bartosz Zmarzlik,pewniak jak się wydaje do kadry na DMŚJ i jak niektórzy uważają przyszłość polskiego żużla,uzbierał 0 punktów,w czterech startach.To niestety rozczarowanie kolejki i  duża wpadka,zawodnika z Gorzowa.Tomasz Gollob u schyłku kariery rozmienia się na drobne. Na Moto Arenie jakoś sobie jeszcze radzi,bo zna wszystkie ścieżki na tym torze na pamięć,na wyjeździe ma niestety ogromne kłopoty,aż żal patrzeć, jak ten zasłużony zawodnik się męczy.Na obcych torach objeżdżają go nawet miejscowi juniorzy.Druga porażka Unibaksu,oddala ich od play-off.Tak naprawdę ojcem tych porażek śmiało można nazwać Tomasza Golloba,choć inni także zawalili sprawę.Najgorsze dla Unibaksu jest to,że jedyną alternatywą dla niego jest Karol Ząbik, syn trenera, gdyż Unibax musi mieć w składzie 2 Polaków.Wielu zawodników jest obolałych,po poważnych kontuzjach i lepiej by było dla nich,gdyby się do końca wyleczyli,bo stwarzają zagrożenie na torze,dla siebie i innych zawodników. Presja na wynik jest jednak ogromna i zawodnicy,za namową sterników klubowych,podejmują walkę pomimo kontuzji. Jak się to kończy widać na przykładzie Emila Sajfudtinowa. Jeszcze do końca nie wyleczył poprzedniej kontuzji,a już nabawił się następnej. Nawet nasz narodowy trener Marek Cieślak,jest zaskoczony postawą Unibaksu.Ja nie,ja to przewidywałem,bo wiedziałem w jakim stanie był w Częstochowie  Emil Sajfudtinow, po kontuzji,do której przyczynił się rozbójnik Miedziński.Emil był rozbity psychicznie i fizycznie i trzeba naprawdę długiego czasu,by wyjść z tych kłopotów.Ale co się dziwić,skoro ten klub jest zarządzany przez telefon,bo menedżer Sławomir Kryjom,ma zakaz przebywania w parkingu podczas zawodów.Nic dobrego z tego nie wyniknie,bo żeby dokonywać zmian w czasie meczu,trzeba być obecnym przy zawodnikach,rozmawiać i wiedzieć w jakiej są dyspozycji w danym momencie meczu. Na dodatek wisi nad nimi coraz większa presja.Kontuzje i porażki wywołują coraz większe ciśnienie na wynik,bo każdy przegrany mecz oddala coraz bardziej zespół  od play-off,a zawodnicy zaczynają spalać się psychicznie. Niewątpliwie objawieniem tej kolejki i całego sezonu jest zawodnik KantorOnline Włókniarza Częstochowa,Peter Kildemand zdobywca kompletu 15 punktów w meczu wyjazdowym w Gdańsku.Duńczyk bez wątpienia zasłużył na to miano.Człowiek''Pająk'' albo''Spiderman'' jak go określają inni,jest bez wątpienia objawieniem ekstraligowych rozgrywek i pod chwilową nieobecność Griszy Łaguty wyrósł na lidera drużyny.Kibice w Częstochowie go już pokochali,za jego odważną i widowiskową jazdę,a przecież w założeniach kierownictwa,miał być uzupełnieniem drugiej linii.Mam nadzieję i gorąco w to wierzę,że Włókniarz od Gdańska,zaczął marsz w górę tabeli,aż do play-off.Tego życzę sobie i wszystkim kibicom w Częstochowie.Odwaga Kildemanda i jego piękna jazda napędza Lwy,a progresja wyników w najbliższym czasie powinna być widoczna,szczególnie że do zespołu mam nadzieję na stałe powrócili Łaguta i Jensen.Ważne może być też to,że Włókniarz nie ma żadnego zawodnika w cyklu Grand Prix i to powinno w przyszłych meczach dodatkowo procentować. Na razie są pewne obawy co do dyspozycji Holty i Jepsena Jensena,ale czas  jest najlepszym lekarzem więc cierpliwie poczekajmy. Drugim zawodnikiem który mnie pozytywnie zaskoczył,był Artur Czaja,zdobywca w meczu wyjazdowym w Gdańsku aż 11 punktów,plus punkt bonusowy i w ten sposób poraz pierwszy w życiu znalazł się w 7 najlepszych zawodników Ekstraligi.''JÓZEK''bo tak go w Częstochowie nazywają,był jednym z liderów Lwów,co jak na młodzieżowca jest sporym osiągnięciem. Co mnie osobiście bardzo cieszy, bo walczyłem jak Lew,czemu dawałem wyraz na tym blogu,by Artur pozostał w Częstochowie.Zapowiadałem nawet,że oddam karnet za darmochę jeśli ten utalentowany junior odejdzie z Częstochowy. Uważam że jest jednym z najbardziej utalentowanych juniorów w kraju i jego odejście byłoby ogromną stratą dla drużyny,która od lat nie wychowała takiego uzdolnionego juniora.Widać że Artur uporał się już ze sprzętem,bo był dość szybki na dystansie i miał kapitalne starty,co na torze w Gdańsku nie jest rzeczą łatwą.Widać także że bardzo lubi jeździć w parze z Griszą Łagutą,który powrócił po kontuzji i zaliczył bardzo udany występ w Gdańsku. Ci dwaj zawodnicy rozumieją się na torze bez słów i powinni jeździć ze sobą jak najczęściej.Rozczarowaniem tej kolejki,był dla mnie Nicki Pedersen,który za brutalną jazdę wobec Taia Woffindena otrzymał w 15 biegu zawodów we Wrocławiu,żółtą kartkę.Nawet jego kolega z zespołu Przemek Pawlicki miał do niego pretensję że przez niego przegrali mecz.A miało być tak pięknie.Nicki na początku sezonu obiecywał jazdę parową,co z tych obiecanek wyszło widać na torze.Koledzy z zespołu mają ciągle do niego pretensję.Tak naprawdę to dzięki jego egoistycznej i brutalnej jeździe,Unia Leszno,zamiast wygrać ten mecz...tylko zremisowała.Kibice z Leszna w swych szowinistycznych zapędach zaczęli palić szaliki wrocławskiej drużyny,psując tym samym widowisko na stadionie we Wrocławiu.Ochrona musiała użyć gazu łzawiącego w sektorze dla przyjezdnych kibiców z Leszna,co nie wystawia im najlepszego świadectwa.To było niestety karygodne zachowanie,które jest coraz częściej przenoszone ze stadionów piłkarskich,na stadiony żużlowe. Dziwię się tylko prezesowi z Leszna,że ma czelność stawać w obronie szowinistów,zamiast ich potępić i wyciągnąć wnioski na przyszłość. Twierdził że kibice z Leszna zostali sprowokowani. Głupi ten który daję się sprowokować,a jeszcze głupszy ten,który się z tego tłumaczy i wybiela swoich kibiców,pewnie z obawy o frekwencję na swoim stadionie.Takie postępowanie trzeba tępić w zarodku i napiętnować,a nie usprawiedliwiać. Dzięki takim zachowaniom niektórych prezesów i działaczy,próbujących, głupio tłumaczyć chamskie zachowania swoich kibiców,rozlewa się na szowinizm,po żużlowych torach i jest to zjawisko coraz powszechniejsze!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz