Dziś rozpoczęli zmagania żużlowcy w cyklu Grand Prix w dalekiej Nowej Zelandii w malowniczo położonej miejscowości Auckland.Zanim się na dobre rozpoczął ten ''cyrk'' objazdowy na kółkach,było sporo zamieszania,wywołanego,przez lubiących mocniejsze trunki, polskich mechaników.W samolocie zdążającym do tej pięknej krainy,wywołali lekkie zamieszanie.o mało nie zmuszając pilotów do lądowania. Od razu mocno potępił ich właśnie nie kto inny tylko Martin Smoliński,nowo kreowany zwycięzca pierwszej rundy Grand Prix.Czym naraził się od razu polskim kibicom, wybaczającym polskim zawodnikom i mechanikom, nie takie wyskoki. Taka tradycja.Widać lata demokracji w Niemczech zrobiły swoje i obowiązuje tam kultura picia alkoholu, czego nie można powiedzieć o naszych ziomkach,gdzie przykładu haniebnego zachowania nie wystrzegł się nawet wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego, Polak z pochodzenia. Rzadko mi się zdarza ostatnio wstawać przed godziną 6,30, bo lubię sobie niestety na emeryturze dłużej pospać. Dziś byłem zmuszony wstać wczesną transmisją z Auckland.bo przegapić taką imprezę na żywo byłoby grzechem, niewybaczalnym.Napój chmielowy na stół i oczy wpatrzone w ekran,to nieodłączne atrybuty kibica.Miło zaskoczył mnie jako komentator,były sternik częstochowskiego Włókniarza,Marian Maślanka,który ze swadą i znawstwem tematu komentował zawody,z etatowym dziennikarzem Canal+ i wydaję się że był nawet od niego lepszy.Pan Olkowicz ma niestety tendencję do zagadywania zawodów,swoimi wymyślonymi na potrzeby chwili teoriami i opowieściami ciągnącymi się jak flaki z olejem. Ale skoro nie ma gdzie indziej transmisji, to muszę niestety go słuchać,choć za bardzo nie mam ochoty,szczególnie z rana.Można powiedzieć po krótce tak: w finale Martin Smoliński,tylko niesamowitemu szczęściu,zawdzięcza swoje pierwsze w życiu zwycięstwo.Trzeba jednak przyznać,gwoli sprawiedliwości że mu się należało,za wspaniałą postawę na torze i chęć walki.Do końca nie było dla niego straconych pozycji.Sprawdziło się stare powiedzenie''Gdzie dwóch się bije,tam trzeci korzysta''.W tym przypadku,na przepychaniach Nickiego Pedersena z Krzysztofem Kasprzakiem skorzystał najbardziej.Mało kto stawiał na Niemca i traktowano jego zapowiedzi lekceważąco,a jednak dzięki jego dobrej jeździe,to on dziś święcił triumf w Auckland.Poza 14 tym biegiem w którym to posłał Darcy'ego Warda do szpitala,szło mu całkiem nieźle.W tym feralnym finale,gdyby nie zajechanie drogi,przez Pedersena Kasprzakowi,mogło być zwycięstwo dla Polaka.Po biegu Pedersen miał pretensję do Kasprzaka i w złości,zerwał i wyciągnął Kasprzakowi wyłącznik zapłonu.Na podium już im złość przeszła i było milej,cieszyli się wspólnie oblewając wzajemnie szampanem.Krzysztof Kasprzak imponował szybkością,dobrym sprzętem(tym z Mistrzostw Polski z Tarnowa) i jechał świetnie,nawet w ostatnim swoim finałowym biegu prowadził i gdyby nie ustrzegł się błędów,na pewno by go wygrał.Taki jest niestety żużel,nieprzewidywalny,szczególnie gdy za plecami jedzie Nicki Pedersen.Gdyby Krzysiek Kasprzak nie bał się dziur przy krawężniku,jak Martin Smoliński,mielibyśmy dla Polski zwycięstwo.Musimy jednak zadowolić się trzecim miejscem,co nie jest złym osiągnięciem,bo każdy zawodnik,przed takimi zawodami brałby je w ciemno.Poza statystyką w tych zawodach interesowała mnie forma mistrza świata Taia Woffindena,który jak się okazało nie przebrnął do półfinałów i zdołał zebrać tylko 7 punktów,co nie jest wynikiem oszałamiającym.Słaby był również na początku tych zawodów weteran Greg Hancock,który jako jedyny ma na rozkładzie wszystkie turnieje,jakie się dotąd odbyły w cyklu Grand Prix.Innym człowiekiem który może poszczycić się takim wyczynem,jest nie zawodnik,ale były prezes Polonii Bydgoszcz Jerzy Kanclerz(taka ciekawostka).Trzy zera Hancocka na początku zawodów,rzadko kiedy mu się zdarzały,załapał dopiero w dwóch ostatnich biegach,które wygrał,ale w niezbyt silnej obsadzie.W sumie zdobył 6 oczek,co nie napawa optymistycznie,na przyszłość.Zaskakująco bezbarwny był w tych zawodach Niels Kristian Iversen,zdobywca 6 oczek i Matej Zagar,który również uzbierał 6 punktów.Bardzo słabo w tych zawodach jeździł Darcy Ward z Australii,który przed tygodniem rządził i dzielił na Motoarenie w Toruniu w turnieju par.Zdobył tylko 5 punktów,a jego niepewna jazda została okupiona poważną kontuzją(silny wstrząs mózgu i złamany kciuk).Zupełnym statystą tych zawodów był faworyzowany przez BSI(psim swędem kosztem Krzysztofa Buczkowskiego dostał się do Grand Prix) Chris Harris, bo o nim mowa,zaliczył''tenisowy rowerek''czyli same zera. Na dobrym poziomie,oprócz pierwszej trójki z podium,Martina Smolińskiego,Nickiego Pedersena i Krzysztofa Kasprzaka,pojechali jeszcze Frederik Lindgren 13 punktów,Kenneth Bjerre 11 punktów.Zupełnie bezbarwnie pojechał dysponujący wolnym sprzętem Jarek Hampel.Odnosiłem wrażenie jakby pierwszy raz siedział w tym sezonie na motocyklu i zbyt kurczowo trzymał się środka toru.W sumie udało mu się uzbierać 8 punktów i jak na wicemistrza świata forma bez wyrazu.W tych rozgrywkach sypnęło niespodziankami. Może za dwa tygodnie,gdy ten cyrk na kółkach zawita do Europy,będzie inaczej,bo na swojskich owalach nasi zawodnicy czują się o niebo lepiej,ale to tylko teoria.Dla porządku podam,że najwięcej punktów zdobył Nicki Pedersen 19(drugie miejsce w finale) Krzysztof Kasprzak 17(3 miejsce w finale) i Martin Smoliński(15 punktów 1 miejsce w finale) Frederik Lindgren 13(4 miejsce w finale)Następna runda, już za dwa tygodnie 26 kwietnia Grand Prix Europy w Bydgoszczy!Kilka refleksji mnie naszło w związku z tym cyklem.W takiej stawce zawodników,która była tego dnia na torze w Auckland,Jarek Hampel powinien,być przynajmniej na podium tych zawodów.Z jego ust ciągle słyszeliśmy wypowiedzi-chcę być mistrzem świata.Chcieć to można gorzej z realizacją,szczególnie w tak anemicznej formie.Niestety jeśli nadal będzie jeździł tak kurczowo i bez odwagi połączonej z polotem,jak to miało miejsce w Auckland,nie widzę go wśród faworytów tego cyklu.Jarek Hampel znany jest z tego,że ma tendencję do czołgania się na starcie.W tym roku sędziowie dostali instrukcję,by na to zwracać uwagę i w miarę możliwości tą przypadłość u zawodników eliminować.W Auckland,sędzia brał zawodników na przetrzymanie,długo nie zwalniając taśmy startowej,i widać było że główny atut przez to stracił Jarek Hampel,bo zupełnie nie radził sobie na starcie.Na trasie brakowało mu niestety zadziorności i pomyślunku.Może wpływ na to miała zmiana strefy czasowej?Zobaczymy w Europie!Jarek jeśli chce osiągnąć w tym cyklu sukces,musi wyeliminować pewne nawyki i walczyć na łokcie,jak to robią inni.Czołganie spod taśmy niech sobie odpuści,bo my już mieliśmy słynnych czołgistów,Gustlika Jelenia,Janka Kosa,Grigorija Saakaszwilego,Olgierda Jarosza i Tomusia Czereśniaka.W żużlu jednak najsłynniejszy jest Jarek Hampel.Tamci z ze słynnego serialu to fikcja,ale Jarek jest prawdziwy i jeśli naprawdę chce osiągnąć sukces w tym sporcie musi,rozpychać się łokciami.Wystarczy popatrzeć z jaką werwą jechał Nicki Pedersen w biegu finałowym.Jeśli Jarek chce coś znaczyć w tym sporcie na arenie międzynarodowej,musi być bardziej waleczny i nastawiać się zawsze na jazdę ofensywną!Jeszcze jedna refleksja i kamyczek do ogródka firmy BSI,organizatora rund Grand Prix.Transmisja o godzinie 7 rano jest,dla europejczyka nie do zaakceptowania i spycha żużel na manowce,co odbija się na jego popularności.Rozumiem że BSI,zależy na wskrzeszeniu żużla,na kontynencie Australijskim,ale są jakieś granice.Gdyby ta transmisja odbyła się o godzinie 21 czasu miejscowego byłaby do zaakceptowania,przez kibiców na całym świecie! Reasumując Martin Smoliński wygrał,bo w łuki wchodził,podobnie jak na długim torze.Trzymał się blisko krawężnika i jako jedyny zawodnik z całej stawki,korzystał z nowinki technicznej,która pozwalała mu regulować kąt zapołonu w czasie jazdy. Dotąd nikt tego nie robił. Widziałem jak inni żużlowcy, patrzyli z bezradnością, że Martin ich przechytrzył,choć przygotowania trwały całą zimę, ale to on był krok do przodu i zdecydowanie wygrał,tą rywalizację!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz