sobota, 5 kwietnia 2014

Martin Smoliński-niespodziewany,ale zasłużony zwycięzca Grand Prix w Auckland!

Dziś rozpoczęli zmagania żużlowcy w cyklu Grand Prix w dalekiej Nowej Zelandii w malowniczo położonej miejscowości Auckland.Zanim się na dobre rozpoczął ten ''cyrk'' objazdowy na kółkach,było sporo zamieszania,wywołanego,przez lubiących mocniejsze trunki, polskich mechaników.W samolocie zdążającym do tej pięknej krainy,wywołali lekkie zamieszanie.o mało nie zmuszając pilotów do lądowania. Od razu mocno potępił ich właśnie nie kto inny tylko Martin Smoliński,nowo kreowany zwycięzca pierwszej rundy Grand Prix.Czym naraził się od razu polskim kibicom, wybaczającym polskim zawodnikom i mechanikom, nie takie wyskoki. Taka tradycja.Widać lata demokracji w Niemczech zrobiły swoje i obowiązuje tam kultura picia alkoholu, czego nie można powiedzieć o naszych ziomkach,gdzie przykładu haniebnego zachowania nie wystrzegł się nawet wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego, Polak z pochodzenia. Rzadko mi się zdarza ostatnio wstawać przed godziną 6,30, bo lubię sobie niestety na emeryturze dłużej pospać. Dziś byłem zmuszony wstać wczesną transmisją z Auckland.bo przegapić taką imprezę na żywo byłoby grzechem, niewybaczalnym.Napój chmielowy na stół i oczy wpatrzone w ekran,to nieodłączne atrybuty kibica.Miło zaskoczył mnie jako komentator,były sternik częstochowskiego Włókniarza,Marian Maślanka,który ze swadą i znawstwem tematu komentował zawody,z etatowym dziennikarzem Canal+ i wydaję się że był nawet od niego lepszy.Pan Olkowicz ma niestety tendencję do zagadywania zawodów,swoimi wymyślonymi na potrzeby chwili teoriami i opowieściami ciągnącymi się jak flaki z olejem. Ale skoro nie ma gdzie indziej transmisji, to muszę niestety go słuchać,choć za bardzo nie mam ochoty,szczególnie z rana.Można powiedzieć po krótce tak: w finale Martin Smoliński,tylko niesamowitemu szczęściu,zawdzięcza swoje pierwsze w życiu zwycięstwo.Trzeba jednak przyznać,gwoli sprawiedliwości że mu się należało,za wspaniałą postawę na torze i chęć walki.Do końca nie było dla niego straconych pozycji.Sprawdziło się stare powiedzenie''Gdzie dwóch się bije,tam trzeci korzysta''.W tym przypadku,na przepychaniach Nickiego Pedersena z Krzysztofem Kasprzakiem skorzystał najbardziej.Mało kto stawiał na Niemca i traktowano jego zapowiedzi lekceważąco,a jednak dzięki jego dobrej jeździe,to on dziś święcił triumf w Auckland.Poza 14 tym biegiem w którym to posłał Darcy'ego Warda do szpitala,szło mu całkiem nieźle.W tym feralnym finale,gdyby nie zajechanie drogi,przez Pedersena Kasprzakowi,mogło być zwycięstwo dla Polaka.Po biegu Pedersen miał pretensję do Kasprzaka i w złości,zerwał i wyciągnął Kasprzakowi wyłącznik zapłonu.Na podium już im złość przeszła i było milej,cieszyli się wspólnie oblewając wzajemnie szampanem.Krzysztof Kasprzak imponował szybkością,dobrym sprzętem(tym z Mistrzostw Polski z Tarnowa) i jechał świetnie,nawet w ostatnim swoim finałowym biegu prowadził i gdyby nie ustrzegł się błędów,na pewno by go wygrał.Taki jest niestety żużel,nieprzewidywalny,szczególnie gdy za plecami jedzie Nicki Pedersen.Gdyby Krzysiek Kasprzak nie bał się dziur przy krawężniku,jak Martin Smoliński,mielibyśmy dla Polski zwycięstwo.Musimy jednak zadowolić się trzecim miejscem,co nie jest złym osiągnięciem,bo każdy zawodnik,przed takimi zawodami brałby je w ciemno.Poza statystyką w tych zawodach interesowała mnie forma mistrza świata Taia Woffindena,który jak się okazało nie przebrnął do półfinałów i zdołał zebrać tylko 7 punktów,co nie jest wynikiem oszałamiającym.Słaby był również na początku tych zawodów weteran Greg Hancock,który jako jedyny ma na rozkładzie wszystkie turnieje,jakie się dotąd odbyły w cyklu Grand Prix.Innym człowiekiem który może poszczycić się takim wyczynem,jest nie zawodnik,ale były prezes Polonii Bydgoszcz Jerzy Kanclerz(taka ciekawostka).Trzy zera Hancocka na początku zawodów,rzadko kiedy mu się zdarzały,załapał dopiero w dwóch ostatnich biegach,które wygrał,ale w niezbyt silnej obsadzie.W sumie zdobył 6 oczek,co nie napawa optymistycznie,na przyszłość.Zaskakująco bezbarwny był w tych zawodach Niels Kristian Iversen,zdobywca 6 oczek i Matej Zagar,który również uzbierał 6 punktów.Bardzo słabo w tych zawodach jeździł Darcy Ward z Australii,który przed tygodniem rządził i dzielił na Motoarenie w Toruniu w turnieju par.Zdobył tylko 5 punktów,a jego niepewna jazda została okupiona poważną kontuzją(silny wstrząs mózgu i złamany kciuk).Zupełnym statystą tych zawodów był faworyzowany przez BSI(psim swędem kosztem Krzysztofa Buczkowskiego dostał się do Grand Prix) Chris Harris, bo o nim mowa,zaliczył''tenisowy rowerek''czyli same zera. Na dobrym poziomie,oprócz pierwszej trójki z podium,Martina Smolińskiego,Nickiego Pedersena i Krzysztofa Kasprzaka,pojechali jeszcze Frederik Lindgren 13 punktów,Kenneth Bjerre 11 punktów.Zupełnie bezbarwnie pojechał dysponujący wolnym sprzętem Jarek Hampel.Odnosiłem wrażenie jakby pierwszy raz siedział w tym sezonie na motocyklu i zbyt kurczowo trzymał się środka toru.W sumie udało mu się uzbierać 8 punktów i jak na wicemistrza świata forma bez wyrazu.W tych rozgrywkach sypnęło niespodziankami. Może za dwa tygodnie,gdy ten cyrk na kółkach zawita do Europy,będzie inaczej,bo na swojskich owalach nasi zawodnicy czują się o niebo lepiej,ale to tylko teoria.Dla porządku podam,że najwięcej punktów zdobył Nicki Pedersen 19(drugie miejsce w finale) Krzysztof Kasprzak 17(3 miejsce w finale) i Martin Smoliński(15 punktów 1 miejsce w finale) Frederik Lindgren 13(4 miejsce w finale)Następna runda, już za dwa tygodnie 26 kwietnia Grand Prix Europy w Bydgoszczy!Kilka refleksji mnie naszło w związku z tym cyklem.W takiej stawce zawodników,która była tego dnia na torze w Auckland,Jarek Hampel powinien,być przynajmniej na podium tych zawodów.Z jego ust ciągle słyszeliśmy wypowiedzi-chcę być mistrzem świata.Chcieć to można gorzej z realizacją,szczególnie w tak anemicznej formie.Niestety jeśli nadal będzie jeździł tak kurczowo i bez odwagi połączonej z polotem,jak to miało miejsce w Auckland,nie widzę go wśród faworytów tego cyklu.Jarek Hampel znany jest z tego,że ma tendencję do czołgania się na starcie.W tym roku sędziowie dostali instrukcję,by na to zwracać uwagę i w miarę możliwości tą przypadłość u zawodników eliminować.W Auckland,sędzia brał zawodników na przetrzymanie,długo nie zwalniając taśmy startowej,i widać było że główny atut przez to stracił Jarek Hampel,bo zupełnie nie radził sobie na starcie.Na trasie brakowało mu niestety zadziorności i pomyślunku.Może wpływ na to miała zmiana strefy czasowej?Zobaczymy w Europie!Jarek jeśli chce osiągnąć w tym cyklu sukces,musi wyeliminować pewne nawyki i walczyć na łokcie,jak to robią inni.Czołganie spod taśmy niech sobie odpuści,bo my już mieliśmy słynnych czołgistów,Gustlika Jelenia,Janka Kosa,Grigorija Saakaszwilego,Olgierda Jarosza i Tomusia Czereśniaka.W żużlu jednak najsłynniejszy jest Jarek Hampel.Tamci z ze słynnego serialu to fikcja,ale Jarek jest prawdziwy i jeśli naprawdę chce osiągnąć sukces w tym sporcie musi,rozpychać się łokciami.Wystarczy popatrzeć z jaką werwą jechał Nicki Pedersen w biegu finałowym.Jeśli Jarek chce coś znaczyć w tym sporcie na arenie międzynarodowej,musi być bardziej waleczny i nastawiać się zawsze na jazdę ofensywną!Jeszcze jedna refleksja i kamyczek do ogródka firmy BSI,organizatora rund Grand Prix.Transmisja o godzinie 7 rano jest,dla europejczyka nie do zaakceptowania i spycha żużel na manowce,co odbija się na jego popularności.Rozumiem że BSI,zależy na wskrzeszeniu żużla,na kontynencie Australijskim,ale są jakieś granice.Gdyby ta transmisja odbyła się o godzinie 21 czasu miejscowego byłaby do zaakceptowania,przez kibiców na całym świecie! Reasumując Martin Smoliński wygrał,bo w łuki wchodził,podobnie jak na długim torze.Trzymał się blisko krawężnika i jako jedyny zawodnik z całej stawki,korzystał z nowinki technicznej,która pozwalała mu regulować kąt zapołonu w czasie jazdy. Dotąd nikt tego nie robił. Widziałem jak inni żużlowcy, patrzyli z bezradnością, że Martin ich przechytrzył,choć przygotowania trwały całą zimę, ale to on był krok do przodu i zdecydowanie wygrał,tą rywalizację!!!

wtorek, 1 kwietnia 2014

W speedwayu ważne są zmysły,a nie kombinacje!

Człowiekowi który od lat jest związany z żużlem,trudno jest usiedzieć spokojnie w domu,gdy trwają sparingi i mecze kontrolne.To znak że sezon speedwaya zbliża się wielkimi krokami. Kto kocha speedway myślami jest już w nowym sezonie i kalkuluje,kto będzie mocny,kto załapie się do czwórki walczącej o medale,a kto spadnie. Jakie w tym roku ekipy zmontowały składy i jakie ma szanse,jego ulubiony zespół któremu od lat kibicuje. Z tym jest niestety różnie. Wizerunek żużla ostatnio,mocno ucierpiał, za sprawą nieudolnych zaściankowych działaczy,którzy widzą tylko czubek własnego nosa.Jeśli brać pod uwagę tylko rozgrywki ligowe,to tu jest coraz gorzej. Brak przejrzystych regulaminów,mało uczciwe władze zarządzające tym sportem,kładą się cieniem na całym polskim żużlu. Postronnemu obserwatorowi wydawać się może,że działacze to ludzie oderwani od rzeczywistości,ale w gruncie rzeczy to zwyczajni cynicy,dbający tylko o swoje podwórko. Gdy się człowiek przyjrzy tej sytuacji z dystansu,to zaobserwuje w tej działalności,dużo sobiepaństwa, lekceważenia innych, traktowania z góry maluczkich, mniej zamożnych klubów.Przed naszą ulubioną dyscypliną sportu,u progu sezonu rozgrywkowego jest dużo do zrobienia,by polepszyć wizerunek,nadwyrężony ostatnio,mało popularnymi działaniami jego decydentów.Wszyscy dookoła wróżą polskiemu speedwayowi,rychły upadek i piszący te słowa także.Jeśli nie zmieni się w sposób radykalny podejście do żużla,skończy się finansową zapaścią,bo sponsorzy na wskutek tych zakulisowych kombinacji prezesów niektórych klubów,nie garną się do tego sportu.Wolą swoje pieniądze lokować w bardziej przejrzysty sport,czysty.Teraz w żużlu jest moda na wielkie pieniądze,które do żużla wprowadzili sami działacze forsując,głupie przepisy i metodę''zastaw się,a postaw się''co z tego wyszło widać gołym okiem.W Polsce są obecnie tak naprawdę tylko dwa mocne finansowo kluby,reszta jedzie na długach w bankach.W żużlu trzeba postawić na jego magię,bo w przeciwieństwie do innych krajów u nas jest jeszcze obecna i z tego trzeba się cieszyć,że kibice nie opuścili stadionów,że nadal chcą chodzić na mecze ligowe,bo kochają ten sport i jego magię.Sponsor z Torunia,za którego to sprawą,nastąpiło w Polsce podbijanie bębenka cenowego i parcie na wynik,za wszelką cenę,wycofuje się w przyszłym roku z żużla.Stwierdził najprawdopdobniej,że działacze są nieudolni,a włożone pieniądze w żużel nie przynoszą satysfakcji,jemu jego otoczeniu i nie przekładają się reklamowo na jego firmę.Jest to dobra wiadomość dla całego żużla,za wyjątkiem klubu z Torunia,ale myślę sobie że w związku z tą decyzją w polskim żużlu nastąpi normalność.Istnieje magia ''zaklęta''w gąsiorach (naczynia do robienia nalewek) i jest też inna magia,to żużel.Daje się ją odczuć na każdych zawodach żużlowych,bo czy może być dla kibica tego sportu,lepsze miejsce,na spędzenie popołudnia,czy wieczoru niż jego ukochany pełny stadion żużlowy? Żużel to niesamowita magia zmysłów,w tej dyscyplinie sportu można wymienić trzy podstawowe to: SŁUCH,WĘCH,i najważniejszy WZROK.Żadna transmisja telewizyjna,nawet w 3D,nie odda atmosfery takich zawodów żużlowych.Każdy kibic przychodzi na stadion,by posłuchać charakterystycznego warkotu motocykli żużlowych,które ostatnio zostały przy pomocy FIM, i niereformowalnych polskich działaczy sprowadzone do poziomu...kosiarki,przez nowe badziewne,nieprzelotowe tłumiki.Inny ważny czynnik na takim meczu to węch,którym wyczuwamy zapach spalonego oleju silnikowego,którego niektórzy laicy mylą,z zapachem metanolu(paliwa do żużlowych motocykli).Najważniejszy dla mężczyzn jest jednak wzrok-bo mężczyźni są wzrokowcami,ten zmysł ma chyba na meczu żużlowym dla nich największe znaczenie.Patrzenie z zapartym tchem w osłupieniu,na te porywające pojedynki,gdzie adrenalina sięga zenitu,gdzie żużel z nawierzchni smaga po twarzy,to takie dotykanie rzeczywistości i kwintesencja żużla.Nie ma innego takiego sportu,który by w taki specyficzny sposób uzależniał.Sam jestem tego przykładem,mija właśnie 55 lat kiedy świadomie odwiedziłem,stadion żużlowy i wsiąkłem w żużel na zawsze.To sport rodzinny,obserwuję teraz wsiąkanie w niego mojego syna i wnuka.Tak działa magia tego sportu,który wciąga i zachwyca.Trochę mnie niestety obecnie smuci,że nasi działacze,nie czują żużla zmysłami,tylko przez pryzmat kasy.Ktoś kiedyś słusznie zauważył,że jedyny zmysł jaki im jeszcze pozostał,to zmysł kombinatorstwa,o którym niejednokrotnie pisałem na tym blogu.Każdy sport można doprowadzić do absurdu,któremu nie oparł się też żużel.Wystarczy porównać regulaminy z lat 60 tych ubiegłego wieku,z dzisiejszym rozdętym,do granic możliwości 300 stronicowym,z którym żaden sędzia nie ma prawa sobie poradzić,bez ściągi,podczas zawodów.Stąd te mnożące się jak grzyby po deszczu fuchy,dla kolegów,w postaci komisarzy torów i jury zawodów.Te dublujące się wzajemnie gremia,pobierają niezłą kasiorę,nie robiąc nic by coś zmienić w polskim żużlu. Oni tylko administrują i udają zapracowanych,trwając w maraźmie który ich otacza.Zamiast coś zmieniać,by ten sport był ciekawszy,wciągający widza,bo tylko w ten sposób,można przyciągnąć kibiców na stadion,oni kombinują jak się ustawić w życiu.Zamiast robić wszystko co możliwe,by żużel był atrakcyjny marketingowo, tłamszą go i sprowadzają do rangi przedsiębiorstwa,które nastawione jest tylko na zyski.Trzeba wrócić do żużla zrzeszeniowego,bo inaczej źle wróże jego przyszłości.Teraz jest tak że do spółki żużlowej przychodzi nowy prezes,robi sobie PR,pobawi się z rok,jak nie wyjdzie,zostawia zazwyczaj spaloną ziemię i ogromne długi,nie odpowiadając przy tym karnie i finansowo.Jednym słowem robi co chce,a gdy mu się znudzi i nie ma już pieniędzy na dalszą zabawę,porzuca klub.To jest chore i nikt temu nie chce zapobiec,nawet działacze którzy tak naprawdę od tego są.Ci z centrali PZM i GKSŻ,mądrzą się tylko na łamach prasy,a gdy przyjdzie podjąć jakąś konkretną decyzję wycofują się rakiem. Patrząc na wszystkie reprezentacje w żużlu, począwszy od juniorów skończywszy,na seniorach,osiągnęliśmy wszystko.Mamy stosy medali i to tych z najszlachetniejszego kruszcu,a nie potrafimy tego w prostej linii przełożyć marketingowo.Polska telewizja(z misją) przy pomocy działaczy PZM,GKSŻ i Ekstraligi,zepchnęła żużel na margines.Media zajmują się żużlem tylko wtedy,gdy stanie się jakaś tragedia,piszą o tym wszyscy dookoła,bo to nośny news.W innych przypadkach dziennikarze nieudolnie próbują tylko kreować rzeczywistość,zamiast przedstawiać taką jaka faktycznie jest.Teraz bez wazeliniarstwa,kombinatorstwa z oglądalnością w tle i przypodobaniem się swoim szefom,prawdziwe dziennikarstwo nie istnieje.To że nie ma Ekstraligi w państwowej telewizji,tylko zaplecze,czyli I liga żużla,po trosze zawdzięczamy,temu że w stolicy nie ma klubu żużlowego na poziomie ekstraligowym,bo Warszawa nie ma takiej tradycji i nigdy jej mieć nie będzie,gdyż nie ma tam nawet stadionu do uprawiania tego sportu.Próba jego reaktywacji na stadionie Gwardii,z góry był skazana na niepowodzenie,ze względu na zawiłości,zawiązane z własnością terenu(służby).Mam takie marzenie,by minister sportu,przyjrzał się dokładnie co się dzieje w stolicy i w kraju na stadionach piłkarskich.Bandy kiboli opanowały każdy kawałek stadionu,a odpowiedzialni za taki stan rzeczy zamykają dla kibiców stadiony dla świętego spokoju,próbując na policji wymóc ich zamknięcie.W żużlu nigdy nie było takiego zdziczenia obyczajów,bo to piękny rodzinny sport,który fascynuje,wzrusza, podnieca, a ponadto zawsze kibica zaskakuje, swą nieprzwidywalnością.Trzeba tylko piękno tego sportu pokazać,a nie kodować telewizję i nabijać kasę paru firmom medialnym,które żużel mają w głębokim poważaniu,wolą taniec na rurze,taniec na górze i pewną Natalię,co pokaże wszystko i jeszcze jej dobrze za to zapłacą.Do czego my jako społeczeństwo doszliśmy?Toż to istny Armagedon! Wracając do żużla,ten sport trzeba czuć trzewiami,a nie ograniczać regulaminami na zamówienie poszczególnych,co bogatszych prezesów klubów.Oni kopią te dołki pod sobą,ze zwykłego snobizmu,albo dlatego że mają zakodowany nawyk,dokopania przeciwnikowi za wszelką cenę,a jeśli jest to przeciwnik za miedzy szczególnie,się uaktywniają.Zamiast wygrywać w otwartej,uczciwej walce sportowej,depczą przeciwnika,słowem,intrygami, kombinatorstwem i przy pomocy sprzyjających im sędziów,komisarzy torów i oddelegowanych do centrali swoich działaczy klubowych,którzy natychmiast stają się zapiekłymi wrogami wszelkich,przynoszących pożytek żużlowi reform.Doszliśmy już do takich absurdów,że najwyższy czas,by zjawisko pod nazwą polski żużel oczyścić z błota,póki nie jest na to za późno,jak w Anglii,czy innych krajach będących niegdyś potęgą w speedwayu.Obecnie ledwo wiążą koniec z końcem,a w niektórych państwach żużel zniknął,na stałe z mapy!