czwartek, 25 września 2014

Półfinały play-off :Niespodzianka w Tarnowie. Unia Leszno w finale.Stal Gorzów zdeklasowała SPAR Falubaz Zielona Góra!




Speedway jest dyscypliną przewrotną.Przekonał się o tym wielokrotnie, startując jako zawodnik i pracując jako trener mój ziomek Marek Cieślak. Jego zespół Unia Tarnów przez rundę zasadniczą szła jak burza,wygrywając z każdym zespołem Ekstraligi,za wyjątkiem jednego meczu w Toruniu wygrała wszystko co było do wygrania w rundzie zasadniczej. Gdyby był inny regulamin i można by tą przewagę punktową uzyskaną w rundzie zasadniczej,zaliczać do ogólnej klasyfikacji,dziś byłaby w finale. Play-offy niestety rządzą się innymi prawami, a w przypadku zespołu z Mościc sprawdziła się zasada, że nie ten kto wygrywa rundę zasadniczą zostaje Drużynowym Mistrzem Polski na żużlu, ale ten kto jedzie w finale.Konstrukcja regulaminu jest taka, że niestety nie liczą się punkty z rundy zasadniczej i cała zabawa w play-offach zaczyna się tak naprawdę od nowa. Tu może decydować wiele czynników,dyspozycja dnia, kontuzje, sprzęt i tor i pogoda. Drużyna z Tarnowa miała w końcówce sezonu zasadniczego ogromnego pecha, bo do play-offów nie mogła z powodu kontuzji wystawić kompletnej sprawnej ekipy.Żużel to sport bardzo kontuzjogenny,szczególnie teraz gdy zawodnicy używają nieprzelotowych tłumików. Kilku zawodników z Tarnowa złapało kontuzje w różnych innych zawodach. w najgorszym momencie dla trenera i całej drużyny-tuż przed play offami.Tacy zawodnicy jak:Martin Vaculik, Krzysztof Buczkowski i Janusz Kołodziej, byli świeżo po ledwo zaleczonych kontuzjach, a Greg Hancock, po kontuzji odniesionej w Grand Prix, postanowił nie narażać swojego zdrowia i nie pojechał w meczu półfinałowym.Jakiego formatu jest Greg Hancock, mogliśmy się przekonać, w środowym meczu półfinałowym, bez niego ten zespół nie istniał ,na swoim torze. Greg był nie do zastąpienia, tym bardziej że nie można było za niego stosować zastępstwa zawodnika(ZZ). Mina Marka Cieślaka w tarnowskim parkingu, mówiła sama za siebie.Mogę powiedzieć że nigdy go takiego wystraszonego nie widziałem. Ale jak się może czuć człowiek któremu mistrzostwo Polski uciekło w najbardziej nieodpowiednim momencie? Przecież do tej pory wszystkie przyjeżdżające do Tarnowa zespoły przegrywały z kretesem.Trzeba przyznać że Unia Leszno wygrała w Tarnowie 48:42,zasłużenie i to leszczynianie spotkają się w finale ze Stalą Gorzów,która zdemolowała na swoim stadionie ekipę z Zielonej Góry 62:28, czego tak naprawdę nikt się nie spodziewał.Można to określić jednym słowem-pogrom. Wracając do zespołu  z Leszna,wszyscy zawodnicy jechali dobrze,pomimo kontuzjowanego Kennetha Bjerre.Leszczyńska młodzież jechała zadziornie, bez kompleksów i co ważne skutecznie.Objawieniem tego sezonu w zespole leszczyńskim jest bez wątpienia Tobiasz Musielak, który na pozycji juniorskiej był wartościowym zawodnikiem w swojej drużynie. Przyjemnie było patrzeć jak ogrywa,stare wygi speedwaya,a jego motocykl,płynął wspaniale po torze. Wspólnie z Piotrem Pawlickim, w niektórych meczach zdobywali połowę punktów całej drużyny. Mając takich juniorów Unia Leszno może pokusić się o niespodziankę w finale. Drugi półfinał Stal Gorzów- Falubaz Zielona Góra, był widowiskiem jednostronnym, w którym drużyna Piotra Palucha zdemolowała, wręcz ekipę Rafała Dobruckiego, pomimo że jechali bez kontuzjowanego Nielsa Kristiana Iversena. Stal Gorzów w takiej formie jest głównym kandydatem do mistrzowskiego tytułu.Pomny tego co stało się w Tarnowie, jednak na nikogo stawiał nie będę, niech rozstrzygnie sport i dyspozycja dnia obu ekip. Oba mecze półfinałowe z powodów opadów deszczu nie odbyły się w pierwotnie zakładanym terminie- czyli w niedzielę, dlatego zgodnie z regulaminem rozegrano je w środku tygodnia w środę. Patrząc z perspektywy odbytego meczu w Tarnowie, miałem wrażenie że miejscowych zawodników, zaskoczył ich własny tor,który do tej pory był ich atutem. W Gorzowie miejscowi zawodnicy nie mieli z torem żadnych problemów, pomimo że nastąpiła silna ingerencja w jego przygotowanie, komisarza i całego jury zawodów. Na nic zdały się naciski zielonogórzan, którzy nie chcieli jechać w pierwszym terminie,forma prysła jak bańka mydlana. Zielonogórscy zawodnicy byli niemrawi, bezbarwni i bezradni,a w końcówce sezonu bardzo osłabli.Wyraźnie dawało się odczuć widoczny brak w drużynie zawieszonego za doping Patryka Dudka. Należy wierzyć że niedzielny finał DMP, z udziałem drużyn z Leszna i Gorzowa,będzie pięknym widowiskiem sportowym,bez podtekstów i złośliwości. Niech wygra sport,zabawa i lepsza tego dnia  na torze drużyna!Niech zagości sport, a nie polityka,której mamy już niestety dość! 

sobota, 20 września 2014

IME (SEC) na SGP Arenie Częstochowa: Kapitalny speedway, ale frekwencyjna porażka!

Przyznanie Częstochowie u progu sezonu organizacji jednej z rund cyklu Indywidualnych Mistrzostw Europy,było dobrą wiadomością dla spragnionej dobrego widowiska częstochowskiej publiczności. Częstochowska publika lubi swojskie klimaty, bez angielskiego sznytu, dlatego popierała zorganizowanie tych zawodów,przez konkurencyjną wobec BSI,firmę z Torunia One Sport. Zawody w Częstochowie są już poza nami, odbyły się w dniu 19.09.2014 roku i przejdą do historii speedwaya, jako sukces organizacyjny i sportowy, ale nie frekwencyjny. To zdjęcie u góry pokazuje, jaką mieliśmy frekwencję na stadionie w Częstochowie u progu sezonu.Wraz z upływającym czasem i zawirowaniami finansowymi, ta frekwencja spadała raptownie, a jej kulminacja nastąpiła wraz z odmową startów w zespole Grigorija Łaguty i Grzegorza Walaska.Mecze które powinny być wygrane zostały przegrane z kretesem, z powodu braku tych zawodników w składzie. W świecie speedwaya utarło się takie powiedzenie: W Częstochowie chodzi się tylko na mecze Włókniarza, inne zawody dla częstochowskich kibiców, są mniej interesujące. Czy tak się stało tym razem? Przyczyn jest wiele.Jest to pokłosie problemów finansowych Włókniarza, niepłacenia zawodnikom, biegopunktówek, oraz tych wszystkich zawirowań ze składem, na konkretne mecze w mijającym sezonie. Liczba kibiców na stadionie SGP Arena Częstochowa(około 8 tysięcy) nie ma nic do rzeczy, jeśli chodzi o samą organizację,była wzorowa.To kibice pokazali środkowy palec nieudolnym działaczom Włókniarza,którzy ośmieszyli klub w całej żużlowej Polsce. Czwarta finałowa runda SEC, była moim zdaniem najlepsza w historii rozgrywek w tej kategorii, pod względem sportowym,organizacyjnym, przygotowania toru do zawodów, a co za tym idzie : pasjonujących, mrożących krew w żyłach wyścigów i walki na dystansie. Było naprawdę mnóstwo dobrego ścigania, a tacy zawodnicy jak: Grigorij Łaguta. Emil Sajfudtinow.Peter Kildemand i nasz mistrz Tomasz Gollob, atakowali w swoim stylu po szerokiej, odbijając się często od bandy otaczającej tor.To była kwintesencja speedwaya, jaką rzadko ogląda się na światowych torach, przygotowywanych do jazdy gęsiego. Zawody w Częstochowie były tą wisienką na torcie całego tego cyklu i właśnie tym o co w tym sporcie chodzi-były ściganiem. Tor jak zawsze w Częstochowie, był przygotowany perfekcyjnie, na całej szerokości,choć najlepiej nosił pod bandą.Gdy zawodnicy wjeżdżali pod bandę.gołym okiem było widać jak ich motocykle niesamowicie przyspieszają. Przedstawiciel toruńskiej firmy One Sport, organizującej SEC, nie ukrywał jednak rozczarowania frekwencją i zaczął już straszyć że Częstochowa z powodu słabej frekwencji może pożegnać się z organizacją rundy w przyszłym roku. Cóż za niewdzięczność,to częstochowscy kibice bronili firmę One Sport, przed zakusami BSI, gdy chciała zawiesić im zawodników,którzy startowali jednocześnie w Grand Prix i SEC.To między innymi piszący te słowa doradzał by firma,odwołała się do władz europejskich,w związku z ograniczaniem konkurencji,przez FIM i BSI,a częstochowscy kibice popierali ich na wszystkich forach. Chęć zarobku przesłania niektórym w Polsce rozum. Czasem się zdarza,że z różnych przyczyn, kibice nie docierają na stadion,a jedną z nich był na pewno piątkowy termin tych zawodów - jakby nie  było  z rundą finałową.Wychodzi na to że w Polsce zawodnicy jeżdżą na akord,a później wychodzą takie kwiatki jak przemęczony Adrian Miedziński, który praktycznie leży w każdych zawodach na torze,tym samym stwarzając niebezpieczeństwo dla innych użytkowników wyścigu. Przyczyną słabszej frekwencji jest także dołujący klub i oszukujący nas działacze.Kibice nie przychodzą, bo cała ta otoczka wokół klubu odebrała chęć miejscowym kibicom,do przyjścia, na to naprawdę wspaniałe sportowe widowisko.To co się dzieje teraz w klubie, na pewno przełożyło się na zainteresowanie tym przepięknym finałem. Jeszcze innym problemem jest sytuacja z Grigorijem Łagutą,którego prezes stawiał w złym świetle przed kibicami- że jest pazerny na kasę i nie chciał pomóc klubowi w zmaganiach ligowych.Prezes może sobie ględzić co chce, natomiast Łaguta o długu który ma wobec niego klub nie może nic powiedzieć, bo zostanie ukarany.Taki sobie bat wymyślili prezesi i centrala na niepokornych zawodników, którzy upominają się o swoje zarobione na torze pieniądze. Jeśli zawodnik coś powie klub go karze,karą finansową ,tym samym redukując sobie dług wobec niego.To jest chora sytuacja, która w polskim speedwayu tylnymi drzwiami wprowadziła niewolnictwo. Jeśli mam dać wiarę,to ja daję zawodnikowi Griszy Łagucie. Szkoda tylko że częstochowscy kibice, którzy przecież sami nie chcieliby u kogoś pracować za darmo, tego nie rozumią.Cała ich złość skupiła się na Griszy Łagucie, a powinna na działaczach klubowych, którzy do takiej sytuacji doprowadzili. Za serce które ten znakomity zawodnik zostawił w Częstochowie, za radość jaką swoją jazdą sprawiał kibicom, został potraktowany w Częstochowie jak śmieć. Nawet po zawodach nie potrafił cieszyć się zwycięstwem. Sam czułem się ogromnie zażenowany,bo niektórzy w klubie dość szybko przypięli mu łatkę skąpca i złego człowieka.Przoduje w tym na FB niejaki AS, którego znam od dziecka,a który to najpierw Griszę Łagutę zatrudnił i naobiecywał złote góry,a teraz wylewa na niego pomyje,pomimo że się z nim nie rozliczył.Taka sama sytuacja miała miejsce z Grzegorzem Walaskiem. Za te niegodziwe działania,obrywa klub bo takie są bzdurne przepisy. Sponsor nie poniósł żadnej odpowiedzialności karnej,a na dodatek opluwa kogo się tylko da na FB.Grigorij Łaguta domaga się tylko zapłaty, za wykonaną pracę dla klubu, a to nie jest żadna łaska,tylko obowiązek klubu, wobec swojego pracownika- zawodnika.Słuchając prezesa Dariusza Śleszyńskiego, mam wrażenie że to klub robi łaskę Lagucie, a jest dokładnie odwrotnie.Nie lubię gdy polityka miesza się ze sportem,dlatego rażą mnie zachowania kibiców,gdy podczas rosyjskiego hymnu,na cześć zwycięzcy tych zawodów,gwizdano na Grigorija Łagutę.Za co, za Putina,czy za to że domaga się swoich słusznie zarobionych pieniędzy od klubu? Dawno już minęły czasy zrzeszeniowe w których tkwiły kluby i powstały spółki, po to by zawodnicy nie ścigali się dla idei.Wkurza mnie w polskim speedwayu ten jad,złość, i nienawiść pomiędzy klubami,te podchody jak tu kogoś wyślizgać,oszukać.Wkurza mnie także to że do sportu pcha swe łapska polityka, która gdzieś w tle zawsze się pojawia. Myślę sobie że gdyby nie długi język prezesa Śleszyńskiego (chyba brak dyplomacji)) który we wszystkich możliwych mediach opowiadał, że zysk z SEC, pójdzie na spłatę długów wobec zawodników,kibiców byłoby więcej- nie przyszli z przekory. Zresztą patrząc na sytuację z innej strony, kibice z całej speedwayowej Polski, nie chcieli by ich rękami, nieudolni działacze z Częstochowy łatali sobie dziurę budżetową ich pieniędzmi, dlatego woleli obejrzeć żużel na Eurosporcie. Sam będąc kibicem Włókniarza z kilkudziesięcioletnim stażem,nie miałem ochoty iść na te zawody, z powodu tych oszustw i obiecanek częstochowskich działaczy. Nie mogę już patrzeć na te ich uśmiechnięte twarze,gdy okręt zwany Włókniarz tonie. Inna sprawa to termin tych zawodów, dlaczego runda finałowa odbywała się w piątek,gdy spora grupa kibiców była na drugiej zmianie w pracy,lub przyszła późno z pracy,gdyż niektórzy pracują do 17-tej,lub 18-tej.Czy zawody tej rangi nie powinny odbywać się w sobotę? Tym sposobem sami organizatorzy sprowadzili się do parteru i strzelili sobie tym terminem w kolano. Ktoś tu czegoś nie dopatrzył i zawodnicy na złamanie karku musieli po zawodach jechać do Włoch, na Grand Prix challenge w Lonigo. To szczyt głupoty władz speedwaya, którzy traktują zawodników jak niewolników, narażając ich na, stres, zmęczenie niewyspanie i niebezpieczeństwo wypadków i kontuzji. Przypomnę że zawodnicy muszą powrócić na niedzielne rozgrywki Ekstraligi.Zdobywca tego tytułu Emil Sajfudtinow zasłużył na niego jak mało kto, był w znakomitej dyspozycji. a tym złotym medalem powetował sobie stratę, po rezygnacji z turniejów Grand Prix. Słowa Uznania należą się także Peterowi Kildemandowi, który pomimo kłopotów w klubie, niesamowicie się w Częstochowie rozwinął. Co potwierdził srebrnym medalem Indywidualnych Mistrzostw Europy.Dla porządku medal brązowy przypadł Nickiemu Pedersenowi!   


środa, 10 września 2014

Włókniarz Częstochowa: Zawodnicy celowo doprowadzą klub do spadku by... rozwiązać kontrakty!

Zawsze kiedy w prasie wypowiada się prezes Włókniarza Dariusz Śleszyński, trener Roman Tajchert, czy prezes Stowarzyszenia CKM Włókniarz Michał Świącik, to mam nieodparte wrażenie, że  działacze tak naprawdę nie chcą, by drużyna została w Ekstralidze speedwaya. Mydlą tylko oczy kibicom, by jakoś uzasadnić swoją przegraną w barażach, bo z taką atmosferą jaka panuje w drużynie i z takim słabym sprzętem, jest to pewne jak płacenie podatków. Gdyby się nawet jakimś cudem udało wygrać ten baraż, to i tak Włókniarz nie dostanie licencji na jazdę w Ekstralidze. Wszystkie wróble na moim parapecie ćwierkają,że idą zmiany i nie będzie już licencji nadzorowanych, które to właśnie w tym sezonie doprowadziły kluby do jeszcze większych długów. Te wszystkie zabiegi w prasie i mydlenie oczu kibicom, są po to by prezes w sposób cyniczny mógł, potem uzasadnić kibicom-chcieliśmy ale się nie udało. Nie tak dawno miałem okazję czytać wywiad jakiego udzielił Grisza Łaguta stwierdzając - że wyraża gotowość do jazdy w barażach i że chce w przyszłym sezonie pozostać w Częstochowie,bo lubi ten klub i szanuje kibiców.Totalna bzdura by wytłumaczyć jakoś swoją nieobecność na meczu z Lesznem. Kilka dni później czytam wywiad z prezesem Dariuszem Śleszyńskim i co - dowiadujemy się jednak że Grigorij Łaguta w barażach nie pojedzie - istny cyrk i błazenada. Słowa  prezesa Dariusza Śleszyńskiego- Nie jesteśmy rozczarowani tym że pojedziemy bez Łaguty, bo od dawna o tym wiedzieliśmy, że tak będzie,zadają kłam wcześniejszym twierdzeniom prezesa,że z Unią Leszno jedziemy za 3 punkty. Obserwowałem ten mecz i byłem zażenowany, bo oprócz Jepsena Jensena, Borysa Miturskiego i Oskara Polisa,reszta zamiast walczyć jak na Lwy przystało, zamykała gaż, a szczególne Rune Holta i Artur Czaja, który myślami jest już chyba w innym klubie. Mirek Jabłoński dzień wcześniej w zawodach w Niemczech zajął 2 miejsce (13 punktów) wyprzedając nawet Chrisa Holdera, na swoim znanym torze jedynie statystował. Osobna sprawa to przygotowanie toru,które było kolejny raz fatalne,tego dnia częstochowski tor trzymał tylko krawężnik, a goście nas wieźli już na starcie. Gdy torem zajmował się Andrzej Puczyński chodziła orbita, bo częstochowscy zawodnicy lubią tam właśnie jeździć. Na torze który był przygotowany na mecz z Unią Leszno, zawodnicy byli bezradni, jak pijany we mgle, nie pierwszy zresztą raz. W częstochowskich zawodnikach coś się wypaliło, padła atmosfera w zespole i myślę że w tym kształcie i w tej klasie rozgrywek to niestety koniec Włókniarza. Gdy słyszę prezesa Śleszyńskiego że- Cieszy się iż trafimy na Orła Łódź,  bo do Łodzi jest blisko, to ręce opadają. Parafrazując byłego prezesa Stali Gorzów Władysława Komarnickiego, który do działacza z Zielonej Góry w pamiętnych słowach powiedział - Dwa razy wpieprz i do domu,to to samo może czekać Włókniarz w Łodzi,gdy tylko Orzeł będzie chciał wejść do Ekstraligi.Wszystko wskazuje na to że skład Włókniarza na przyszłe baraże może być identyczny jak na mecz z Lesznem (tak naprawdę nie wiemy jeszcze z kim będziemy jechać, to jest przecież sport), choć prezes już stawia twardo że z Orłem Łódź. O tym że skład może być taki sam świadczy wypowiedź prezesa Dariusza Śleszyńskiego - Grigorij Łaguta prawdopodobnie nie pojedzie. Nie sądzę, że po ostatnich wydarzeniach możemy dojść z nim do porozumienia. Przeprowadzimy pewnie rozmowę z Grzegorzem Walaskiem, ale mamy zespół, który chce jechać. Jest Kildemand, Jepsen,Holta, Jabłoński, Miturski i Czaja. Nie musimy się martwić o zestawienia na mecze barażowe. Przykład już mamy prezesie, skład który Pan wymienił, na swoim stadionie przywiózł 35 punktów, to jest dużo za mało by przejść zwycięsko baraże. No chyba że zarząd robi dobrą minę do złej gry, a dawno już wie że Włókniarz będzie jeździł w II lidze, pod innym zupełnie szyldem np - Stowarzyszenia CKM Włókniarz, o czym od dawna ćwierkają wróble. Od jakiegoś czasu obserwujemy aktywność w mediach prezesa tego gremium Michała Świącika (jego zastępcą jest Borys Miturski, obecnie zawodnik Włókniarza). Cóż to nie wina kibiców że w spółce która doprowadziła do takiej sytuacji klub, mieliśmy frajerskie zarządy, choć do obecnego prezesa nie można mieć większych pretensji, bo to tylko kontynuator,po nieudolnych poprzednikach - krawiec tak kraje jak materii staje.Panu prezesowi podpowiem, ze doszły mnie słuchy (od poważnych osób),że Grzegorz Walasek tak naprawdę jedną nogą jest już w Gorzowie, nawet tam już trenuje i chyba zastąpi trochę pechowego w tym sezonie Tomasza Gapińskiego (swoją drogą Gapa będzie wolnym strzelcem i Adam Strzelec także, bo się nie sprawdził w Zielonej Górze w Częstochowie mu szło lepiej).Wątpię zatem by Walasek w tej sytuacji, chciał '' umierać'' za Włókniarza. Prezesowi Dariuszowi Śleszyńskiemu chciałbym przypomnieć Jepsen Jensen i Holta są związani z klubem kilkuletnimi kontraktami. Żeby rozwiązać te umowy z powodu niewypłacalności klubu, celowo spuszczą Włókniarza do I ligi, bo w ich wypadku istnieje zagrożenie, ze zarząd może ich namawiać, do zrzeczenia się połowy, albo i więcej zaległości,wtedy klub łaskawie rozwiąże z nimi kontrakt,albo macie sezon wyjęty z życiorysu.Można było to zaobserwować w meczu z Lesznem, zawodnicy jechali tylko dlatego by ich nie ukarano,bo wogóle nie przykładali się do jazdy, odbębnili tylko pańszczyznę. Gdy zawodnicy celowo doprowadzą do spadku,spokojne będą mogli sobie szukać nowego pracodawcy. Prezesowi który tak chętnie na drodze Włókniarza w barażach widziałby Orła Łódź,podpowiem - Łódź ma w swoich szeregach  Doyla i Korneliusena, którzy bardzo dobrze radzą sobie na częstochowskim torze. Zresztą to jest na razie gdybanie i wróżenie z fusów, bo trzeba poczekać kto tak naprawdę z pierwszoligowców, będzie chciał jeździć w Ekstralidze. Jeśli chodzi o Włókniarza,który zawsze jest bliski mojemu sercu,jedno na razie jest pewne - zawodnikom brak ambicji i klubowego patriotyzmu, nie przyjeżdżają na treningi,przez co na swoim torze czują się jak goście. Jedyne co mi przychodzi na myśl, wobec tych 4 milionów zadłużenia, to tylko jazda w Ekstralidze,za wszelką cenę, nawet kosztem słabego składu i spłata jakimś cudem tego ogromnego długu (tu ukłon w stronę mających w sercu Włókniarza sponsorów). Spadek do II ligi to samobójstwo dla klubu, bo odejdą kibice,a przez to wpływy do klubowej kasy. Na pewno odejdą także sponsorzy, łasi na reklamy telewizyjne, to będzie koniec marzeń o wielkim speedwayu w Częstochowie. Włodarze klubu wspólnie z włodarzami miasta i młodym ambitnym prezydentem miasta, powinni zrobić wszystko co się da, by tak się stało i Włókniarz pozostał w Ekstralidze. Inaczej grozi klubowi wieloletnia stagnacja w II lidze, z której trudno będzie się wygrzebać, to proces wieloletni,odejdą sponsorzy zainteresowani żużlem na wysokim ekstraligowym poziomie.Zostanie sportowa pustynia.Cóż, oto Polska właśnie - tam gdzie kończy się logika tam zaczyna się speedway i różne odmiany kombinacji!





piątek, 5 września 2014

Działacze: Destruktorzy i hipokryci polskiego speedwaya,potrzeba Wam szczerości która zaboli!

Speedway to wspaniały sport, ale otoczka wokół niego,działacze,sędziowie i głupie regulaminy to patologia tego sportu.Ekstraliga jak sama jej nazwa wskazuje, powinna skupiać najlepsze drużyny w Polsce. Najlepsze pod każdym względem- sportowym, ale także organizacyjnym i środkami finansowymi, zapewniającymi ekstraligowy byt przez cały sezon. Jakie budżety miały w tym sezonie niektóre kluby, widzieliśmy po meczach, w których ze względów oszczędnościowych jeździli często sami juniorzy. Karygodne błędy zostały popełnione już na etapie procesu licencyjnego, bo władze Ekstraligi postanowiły ratować za wszelką cenę tonące w długach kluby. Nie zważając na to że zrobiły to kosztem innych klubów, które mają stabilną sytuację finansową. Teraz tak naprawdę solidne rachunki płacą paradoksalnie bogate kluby,wypłacając ogromne punktówki swoim zawodnikom, za mecze z przeciwnikiem, który ma w składzie na mecz samych juniorów. Trzeba zastanowić się jak ma wyglądać Ekstraliga przyszłości,bo to co się teraz  w niej dzieje woła o pomstę do nieba. By ograniczyć budżety, pora stawiać na polskich zawodników, zacznijmy ich wreszcie doceniać. Warto stawiać na swoich wychowanków i polskich jeźdźców, bo są tańsi i mają w sobie trochę patriotyzmu. Trzeba ustawowo ograniczyć budżety klubów, przynajmniej o połowę, by nie było takiej sytuacji, że kibice Włókniarza Częstochowa, którzy pojechali dopingować swój zespół do Zielonej Góry, nie musieli już nigdy wywieszać transparentu z napisem '' Przepraszamy za zarząd'' W wymiarze międzynarodowym, a także krajowym speedway traci zaufanie. Jeśli do tej pory głównie obrywali działacze, na różnych szczeblach, tak teraz w kolana strzelają sobie nawet zawodnicy,podpisując wirtualne kontrakty wierząc tym szalonym prezesom. Starzy kibice są już zmęczeni polskim speedwayem, a młodzi wogóle nie rozumią jego sensu,ze względu na niejasne przepisy, z których interpretacją mają problem nawet sędziowie. Do żużla wkroczył doping i pijaństwo, pojawiły się  oskarżenia o spółdzielnie  ustawianie play-offów. Oj dzieje się, dzieje. Nastał czas całkowitego braku szacunku i zaufania. Nie widzę jednak żadnej nadziei na poprawę tego stanu rzeczy. Tylko refleksja nad tym co się działo w tym sezonie, może doprowadzić do jakiegoś kompromisu, ale tego trzeba naprawdę chcieć.Nie widzę jednak szansy na poprawę w polskim speedwayu,bo działaczom brak jest zdrowego rozsądku,na każdym kroku  ich działalności widać za to patologię. Najbardziej narzekają ci działacze, którzy z premedytacją pchają żużel w otchłań niebytu, marazmu i kombinatorstwa. Bezczelnie kombinują, prowadząc kluby na kredyt, na zewnątrz zaś podnoszą raban, jacy to oni wspaniałomyślni,szczerzy i szlachetni. Robią jednak tylko dobrą minę do bardzo złej gry. Podtrzymują przy życiu upadłe kluby, by nie robić złego wrażenia na kibicach i nie przekazać im smutnej wiadomości,że tak naprawdę ich ukochany klub trzeba postawić w stan upadłości. Boją się wywiezienia na taczkach i obiecują kibicom ciągle nowe gruszki na wierzbie. Każdy tonący prezes brzytwy się złapie, by choć trochę przedłużyć agonię klubu i być dłużej przy klubowym korycie. W obliczu tak trudnej sytuacji, powinni wspiąć się na wyżyny uczciwości i zadać sobie pytanie. Czy warto za każdą cenę zadłużać swoje kluby, aby dać prace bardzo kosztownym stranieri (zawodnikom zagranicznym)skoro z powodu braku zatrudnienia, kończy karierę wielu polskich zawodników,przydatnych dla drużyny.Często kończą kariery z powodów finansowych,gdyż nie mogąc się załapać do składu, nie mają środków na drogi sprzęt.Większość prezesów i działaczy różnego szczebla, straciła resztki przyzwoitości, odpowiedzialności za klub i uczciwości wobec zawodników, obiecując im to czego spełnić nie mogą. Zaślepiła ich mamona i pogoń za popularnością w mediach. Z pełną premedytacją dają zawodnikom zagranicznym angaż, wiedząc z góry że nie są w stanie wywiązać się ze zobowiązań wobec nich. Brną jednak w ten ślepy zaułek obiecanek, ze względu na presję,zarządów i kibiców, a także mediów. Trzeba koniecznie zmienić regulaminy, tak by pozbawić tych nieuczciwych działaczy takich zapędów i ''wyścigów zbrojeń'' i dalszego zadłużania. W sposób taki by beniaminek, nie stał na z góry przegranej pozycji i by nie mógł awansować mając długi. Mówią o tych sprawach różni eksperci od wielu lat, ale centrala żużla jest głucha jak pień i nie robi nic w tym kierunku, by uregulować ten problem przepisami, by nie było pokusy kombinacji. Dotąd dopóki będzie ciśnienie na wynik i nakręcanie tej karuzeli przez działaczy i kręcących się wokół nich sponsorów i polityków, trudno będzie się w tej kwestii porozumieć. Hipokryzja prezesów i działaczy jest w tym sezonie porażająca. Na każdy kroku panuje, arogancja i bylejakość,brak profesjonalizmu, a w strukturach żużla pokutuje pogląd że jakoś to będzie. Brak w klubach jakiejkolwiek personalnej odpowiedzialności (ilu już prezesów zmienił Włókniarz) , a żaden z nich nie poniósł konsekwencji, swej haniebnej działalności i wpędzenia klubu w długi. Centrala żużla daje przyzwolenie na różne kombinacje i machlojki,a na zewnątrz udaje zatroskaną o polski speedway, który jest już w agonii. W polskim żużlu można zmienić szyld pod jakim klub startuje w przypadku spadku do niższej klasy (nie biorąc odpowiedzialności za poprzedników) .Można także zmusić żużlowców do podpisania upadłości układowej, strasząc ich,że jak tego nie zrobią, to nie dostaną żadnych zarobionych uczciwie na torze pieniędzy. Gdy już podpiszą taki cyrograf, kluby mają wiele lat na ich spłatę i to tylko części tej kwoty. Czasem bywa tak że zawodnik już dawno zakończył karierę (z różnych przyczyn), a klub mu jeszcze zalega pieniądze,bo takie zaległości są rozkładane na wiele lat. To jest chora sytuacja,przecież za wykonaną pracę należy się zapłata,a zawodnik jest pracownikiem najemnym. Dlaczego w tym wypadku nie działa kodeks pracy i kodeks cywilny? To pytanie trzeba zadać centrali, a szczególnie Polskiemu Związkowi Motorowemu.Ciekawe czy panowie z centrali też czekali by na swoje wypłaty,przez parę lat? Tak właśnie kręci się ten cyrk na dwóch kółkach. Ważne by znalazł się ktoś odważny, stojący ponad tym wszystkim,by przeciął tą patologię i zdusił w zarodku to pospolite polskie dziadostwo, kombinatorstwo i zapobiegł degrengoladzie i rozkładowi żużla w Polsce. Decydenci tylko nie śpiewajcie nam że'' Nic się nie stało'' bo się stało. Takiej hucpy jeszcze w polskim speedway nie było, żeby wygrywać mecz i tracić ogromne pieniądze, za punktówkę, bo przeciwnicy jadą juniorami tuż po licencji. To Wy jesteście temu winni -działacze,wasza to zasługa,że ta degrengolada nadal postępuje, a w Ekstralidze tak na dobrą sprawę są tylko trzy kluby które mogą w niej startować,cała reszta jest dopuszczona warunkowo. Przyszły sezon powinien być przełomowy,musi być sezonem prawdy dla polskiego żużla,ale bez programu naprawczego zainicjowanego, przez gremia centralne tej prawdy nie doświadczymy. Kibice nie dadzą się już nabrać na kłamstwa i obiecanki i przestaną chodzić na mecze,co będzie skutkować mizernymi wpływami do klubowych kas. Zastanawia jedno, czy w obliczu tych ogromnych długów z którymi boryka się część klubów, znajdzie się zespół z I ligi, który będzie chciał awansować do Ekstraligi. Gdańsk bez kasy, Grudziądz nie ma infrastruktury, Polonia Bydgoszcz ledwo przędzie i ma sporo długów,Rybnik chyba jeszcze nie dorósł,przynajmniej z tymi zawodnikami,trzeba by wymienić pół składu. Pozostaje Łódź, ale nie jestem pewien czy p.Skrzydlewski bez pomocy miasta jest gotów wyłożyć swoje pieniądze, na Ekstraligę, by za rok spaść z hukiem do tej samej klasy rozgrywkowej. Nie będzie przecież swoich ciężko zarobionych pieniędzy wyrzucał w błoto,bo to jest biznes, a nie zabawa. Beniaminek chcąc się utrzymać w najwyższej klasie rozgrywkowej, nie może awansować do niej z długami, jak to miało miejsce w przypadku Gdańska,gdzie pewien pan przez rok miał darmową reklamę. Jeśli włodarze polskiego żużla powtórzą wariant tegoroczny- Ekstraliga nie będzie jeździć w pełnym składzie. W profesjonalnym sporcie powinni pracować ludzie którzy rozumią,że pieniądze muszą być wypłacane zawodnikom na bieżąco, a klub musi działać jak klasyczne przedsiębiorstwo. Kto tego nie rozumie, nie powinien zajmować się sportem. Parafrazując kibiców Legii Warszawa, którzy na stadionie wywiesili baner, ze sławetną świnią, należy stwierdzić to samo- dla działaczy żużel nie ma żadnego znaczenia, liczą się tylko pieniądze. Nie ma się co dziwić,jeden z działaczy centrali żużlowej,zaczynał swoją karierę pod dworcem poznańskim,jako taksówkarz,przewijał się także przez sławetne systemy argentyńskie, aż po kibica żużla wchodzącego nań na lewych akredytacjach. Nic dziwnego że osoby z takimi ''kompetencjami'' położyły w bardzo krótkim czasie polski żużel na łopatki. To kółko wzajemnej adoracji, sługusy wyższych instancji i typowi karierowicze.Rzecznik jednej z tych instytucji zajmującej się speedwayem, to typowy zakłamany kreator rzeczywistości,a teraz klakier udający znawcę żużla,gdyż ma nieograniczony dostęp do materiałów archiwalnych w GKSŻ I PZM,a także  w pewnej gazecie do której pisze felietony(punkt widzenia zależy od punktu siedzenia),by wydoić wierszówkę.Kibic gdyby miał dostęp do archiwów, zapędziłby takiego dziennikarza kreatora w kozi róg. Zamiast wziąć się za regulaminy panowie prowadzą polemikę z osobami które ich gdzieś zaczepią słownie!!!

środa, 3 września 2014

Bartosz Zmarzlik:Najmłodszy zwycięzca w historii turniejów Grand Prix. Gorzów Wielkopolski!

Kolejna runda (9) Grand Prix odbyła się tym razem na polskiej ziemi w Gorzowie Wielkopolskim i zakończyła się triumfem młodego,ale już doświadczonego zawodnika miejscowej Stali Gorzów Bartosza Zmarzlika. Gorzowscy kibice mogli się cieszyć potrójnie, bo całe podium tej imprezy zajęli zawodnicy miejscowego klubu Stali Gorzów. Na stadionie im. Edwarda Jancarza pierwszy był 19 letni Bartosz Zmarzlik, miejsce na drugim stopniu podium zajął Matej Zagar (Słowenia) , a trzeci był miejscowy matador żużla Krzysztof Kasprzak. Piątkowe treningi na niewiele się zdały, bo chwile przed oficjalnym treningiem w Gorzowie spadł deszcz i pokrzyżował plany zawodnikom. W sobotę nawierzchnia była zupełnie inna,zawodnicy mogli mieć więc problem z ustawieniami. Z treningu zrezygnował Kenneth Bjerre i jak się okazało, wyszło mu to na dobre, bo w zawodach prezentował się świetnie, zajmując 5 miejsce. Problemu z ustawianiami nie miał jak zawsze Greg Hancock i do biegu 14 w którym zaliczył poważny upadek miał komplet 9 punktów.Ten cyrk na dwóch kółkach staje się niestety z winy BSI, organizatora z Anglii,kadłubowy i ma coraz słabszą obsadę. Kontuzjowanego Taia Woffindena (złamane kości nadgarstka) zastąpił młody zawodnik-junior Adrian Cyfer. Natomiast drugi kontuzjowany zawodnik Nicki Pedresen, zdecydował się wystartować w tych zawodach. Uzbierał w sumie 7 punktów, zajmując ostatecznie 9 miejsce,nie dostając się tym samym do półfinałów. Wiadomo że dzika karta Bartoszowi Zmarzlikowi należała się jak ''psu buda'' bo to ulubieniec miejscowej publiczności, a to dobry sposób na przyciągnięcie kibiców. Bartosz Zamarzlik prezentuje ostatnio dobrą formę, więc decyzja jak najbardziej słuszna. Organizatorowi Angielskiej firmie BSI, widać najbardziej chodzi o pieniądze,a nie jacy zawodnicy w niej startują. W miejsce mistrza świata Taia Woffindena wstawili na te zawody juniora Adriana Cyfera, a jako rezerwę toru drugiego juniora Łukasza Kaczmarka, obniżając prestiż tych zawodów. Do młodych zawodników nie można mieć żadnych pretensji, poza kilkoma błędami, na trasie których nie ustrzegł się Adrian Cyfer, przecież oni tak naprawdę dopiero się uczą jazdy na żużlu. Zdobyli w tym debiucie po 2 punkty i to pokazuje, jaka ich dzieli przepaść od innych zawodników. Celowo nie piszę - najlepszych, bo w tej imprezie nie wszyscy najlepsi chcą startować. Z różnych względów wycofali się Emil Sajfudtinow, Tomasz Gollob i Martin Vaculik, którzy wybrali SEC, czyli lepiej płatne Mistrzostwa Europy organizowane przez Polaków. Licznie zgromadzoną publiczność zawiódł kolejny raz niestety Jarosław Hampel, zdobywca - uwaga 5 olimpijskich zer, który na dystansie przegrywał wszystko i ze wszystkimi, nawet z juniorem Adrianem Cyferem. Zachowanie na torze i forma Jarosława Hampela są niepokojące, coś niedobrego dzieje się od jakiegoś czasu w jego głowie, bo wszystkie wyścigi przegrywa z dużą stratą do przeciwników, jakby bał się odkręcać gaz. Jeździ bojaźliwie i nieskutecznie, coś dzieje się z jego psychiką. Wszystkie wyścigi tej gorzowskiej rundy, toczyły się spokojnie, aż do 14 wyścigu, kiedy to byliśmy świadkami groźnie wyglądającego upadku dwóch zawodników, tego turnieju Grega Hancocka, który był liderem po 3 seriach startów i Nielsa Kristiana Iversena.W koleinie wyniosło Iversena, który zabrał ze sobą w bandę Hancocka. Zawodnicy trafili do miejscowego szpitala. U zawodnika miejscowej Stali Iversena, stwierdzono zerwanie więzadeł w kolanie, co jak się później okazało wykluczyło zawodnika z żużla na pół roku,co w kontekście play-offów stawia Stal Gorzów w trudnej sytuacji. Zawodnik zdecydował się na operację i przerwę na rehabilitacje. Natomiast u sympatycznego Amerykanina Grega Hancocka, stwierdzono złamanie palca lewej ręki. W jego przypadku jest szansa że powróci na tor na Grand Prix Danii w Vojens. Greg Hancock jest nadal liderem klasyfikacji generalnej i ma szanse na kolejny tytuł mistrza świata, co w wieku 43 lat byłoby wspaniałym osiągnięciem. Trzeba na koniec wspomnieć o najmłodszym. Bartosz Zmarzlik w swoim debiucie w 2012 roku, mając 17 lat stał już na podium tej imprezy, zajmując 3 miejsce, co było sporym osiągnięciem tego młodego zawodnika. Teraz jadąc z dziką kartą stanął na najwyższym jego stopniu, mając lat 19 i 140 dni. Bijąc tym samym rekord w klasyfikacji najmłodszego zawodnika,należący dotąd do utalentowanego zawodnika z Rosji Emila Sajfudtinowa (19 lat i 181 dni  ustanowiony w Pradze). Trzeba przyznać że gorzowianie świetnie sobie radzą z oprawą i organizacją, tej imprezy. BSI powinna brać przykład z Polaków i przestać organizować takie turnieje, we wiochach uważanych przez nich za miasta, bo to obniża rangę całego cyklu Grand Prix. Gratuluję organizatorom, wspaniałej oprawy i zachowania kibiców.Bartoszowi Zmarzlikowi i Krzysztofowi Kasprzakowi, że godnie reprezentują swój klub Stal Gorzów i całą żużlową Polskę.Brawo! Ojciec Bartosza,Paweł Zmarzlik ze wzruszeniem słuchał na stadionie Mazurka Dąbrowskiego,granego na cześć jego syna Bartosza. Zwycięstwo jego syna Bartosza przejdzie do historii Grand Prix. Dla wszystkich polskich i gorzowskich kibiców,to taka symboliczna zmiana warty. Przecież żegnaliśmy Tomasza Golloba,który w Gorzowie zostawił odcisk swojej dłoni, a wygrał zawodnik przez niego namaszczony i niejako jego uczeń utalentowany 19 latek z Gorzowa Wielkopolskiego  junior Bartosz Zmarzlik!









       Na zdjęciach z numerem 7 Bartosz Zmarzlik,podczas meczu Włókniarz Częstochowa- Stal Gorzów!