sobota, 23 sierpnia 2014

Pierwsze Indywidualne Międzynarodowe Mistrzostwa Ekstraligi w Tarnowie - słaba organizacja i fatalny tor!

Pierwszy raz w historii polskiej Ekstraligi żużlowej zorganizowano w Tarnowie na Mościcach Indywidualne Międzynarodowe Mistrzostwa Ekstraligi (IMME). Szumnie zapowiadane w mediach zawody zakończyły się - uwaga, przed północą, a dokładnie o godzinie 23.40, zakończył się ostatni bieg tych fatalnie przygotowanych zawodów. Dekoracja zawodników nastąpiła już w dniu następnym.To jakieś kuriozum, by kazać zawodnikom jeździć o północy, a kibicom  wracać piechotą do domu po zawodach. Zawody wskutek fatalnie przygotowanego toru, obfitowały w sporą ilość wypadków,w najgroźniejszym po wjechaniu w koło Rune Holty, uczestniczył Nicki Pedersen. Zawodnik ten został odwieziony do szpitala w Tarnowie. Na szczęście dla Nickiego podobno obyło się bez złamań, ale przerwa w startach może potrwać 14 dni. Piątek 22.08 okazał się nieszczęśliwy nie tylko dla Nickiego Pedersena. Na tym fatalnie przygotowanym torze leżeli także - Artur Mroczka,który wycofał się z zawodów i Jarosław Hampel, który wybitnie nie radził sobie na tym trudnym tarnowskim torze. Wycofał się także Maciej Janowski, a i zawodnik miejscowych Janusz Kołodziej nie radził sobie na znanym torze. Wielu znanych zawodników,spotkał ten sam los i kompromitacja. Sam Kołodziej po zawodach przyznał że tor tego dnia był fatalny. W tej sytuacji dobrze się spisali tarnowscy juniorzy Koza i Dąbrowski, zdobywając swe pierwsze punkty w tak poważnej imprezie. W jednym z biegów musieli jechać sami, bo z powtórki został wykluczony Leon Madsen, który miał sporo pretensji do sędziego. Śmiechu warte. Zawodnikom jednak do śmiechu nie było, bo musieli wkładać maksimum wysiłku, by wogóle utrzymać się na motocyklu. Jedynym zawodnikiem który radził sobie  na tym torze, był Emil Sajfudtinow, który po atomowych  wręcz startach,prowadził biegi z taką przewagą, że przeciwnicy nijak nie mogli się nawet do niego zbliżyć, by mu jakoś zagrozić. Był w tym dniu nie do ''ugryzienia'' dla wszystkich żużlowców z Krzysztofem Kasprzakiem na czele. Żal było patrzeć( o ile ktoś wytrzymał przed telewizorem) na niektórych zawodników tego turnieju, bo męczyli się jak juniorzy i ciągle lądowali gdzieś w okolicach szybko zbliżającej się bandy. Formuła zawodów kiepska, bo mogło dojść do takiej kuriozalnej sytuacji, ze zawodnik z 10 miejsca,przy 5 zdobytych punktach,mógł wygrać przy dobrym starcie i polu całe zawody - to nonsens, po co było się męczyć i narażać przez całe zawody? Cwaniak mógł się prześliznąć i wygrać tylko finał. Godzina rozpoczęcia i zakończenia zawodów -tragedia. W Anglii na niektórych stadionach po 22 takie zawody byłby przerwane za względu na ciszę nocną. Pomysł tych zwodów zaczerpnięty z Wysp Brytyjskich, pozostawia wiele do życzenia. przeniesienie tego pomysłu na polski grunt i wdrożenie go w polskie realia, nie wypaliło,bo wielu wspaniałych zawodników jeżdżących w polskiej Ekstralidze, musiało zrezygnować z tych zawodów z powodu kolizji terminów,kontuzji,zawieszenia i innych zobowiązań. Jak na taką stawkę i nagromadzenie gwiazd speedwaya, szału nie było, nawet miejscowy zawodnik Janusz Kołodziej, uznawany za faworyta zupełnie nie radził sobie na dobrze znanym torze, odnalazł się dopiero w późniejszych biegach. Tor się niestety bardzo szybko porozrywał i zrobił się dziurawy z głębokimi rynnami i trzeba było mieć naprawdę spasowany motocykl by się po nim poruszać. Tor tego dnia był zmorą prawie wszystkich zawodników i przyczynił się do paru upadków i kontuzji. W zawodach uczestniczyli zawodnicy mieniący się elitą Ekstraligi i trzeba było zrobić wszystko by było to pasjonujące widowisko,a nie rodeo, bo przecież na te zawody patrzył cały speedwayowy świat. Gratuluje Emilowi Sjfudtinowowi wspaniałej formy i zwycięstwa w zawodach. Pozbawił wszystkich złudzeń, gdy odzyskał formę przyjeżdża daaaaaaleko przed innymi.. Osobne gratulacje dla Ernesta Kozy, który nie wystraszył się trudnego toru, a który pod okiem trenera Barana czyni ogromne postępy. Młodość ma swoje prawa. Jechał odważnie w takiej poważnej stawce zawodników i pozostawił po sobie pozytywne wrażenie. Reszta powinna być milczeniem, bo wstyd mi za organizatorów,którzy zafundowali kibicom prawie dwudniowe zawody,zakończone po północy (ciekawe czy dostarczyli zawodnikom kanapki?)  i za fatalnie przygotowany tor. Mam wrażenie że sternicy klubowi, oglądając te zawody chyba się modlili, by ich zawodnik klubowy nie wdawał się w walkę i bezpiecznie objechał te zawody, by nie osłabił przypadkiem drużyny na play- offy. Tak może być w przypadku Nickiego Pedersena, bo Unia Leszno bez niego znaczy dużo mniej, a walka w play- offach może być zacięta i na styku. Wniosek nasuwa się taki, po co organizować takie zawody na siłę i o północy (jakby nie było czasu po zakończeni sezonu),gdy możliwości psychofizyczne,motoryczne i wydolnościowe organizmu są zupełnie inne w nocy niż w godzinach popołudniowych. Jedni zawodnicy są ''sowami'' a inni ''skowronkami'' co było widać w tych nocnych, beznadziejnych, pełnych upadków zdradliwych zawodach,zafundowanych nam przez organizatorów!

sobota, 16 sierpnia 2014

Coraz niej sportu w...sporcie!

W tym sezonie kluby ekstraligowe przeżywają prawdziwą huśtawkę nastrojów, szczególnie te walczące o utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Można to określić jednym zdaniem, raz na wozie raz pod wozem. Do Częstochowy tym razem zawitał klub z Gdańska Renault Zdunek Wybrzeże. Dla gospodarzy KantorOnline Viperprint(Boże jakie długie te nazwy)wynik z uwagi na absencję dwóch podstawowych zawodników z Gdańska, mógł być tylko jeden- wysokie zwycięstwo gospodarzy 55:35. Trzeba podkreślić że gdańszczanie musieli sobie w tym spotkaniu radzić bez, Leona Madsena i Thomasa H.Jonassona, którzy wystawili swój macierzysty klub do wiatru, nie przyjeżdżając na zawody, z powodu zaległości finansowych. Można powiedzieć, że nic nowego - podobne problemy miał swego czasu KantorOnline Viperprint Włókniarz Częstochowa, gdy jazdy z powodów finansowych odmówili, Grigorij Łaguta i Grzegorz Walasek. Gdyby nie te problemy Włókniarz z powodzeniem walczyłby o play-off. Cóż zawodnicy najemni stawiają nie na honor, ale wyłącznie na kasę. We współczesnym żużlu jest coraz mniej sportu, a coraz więcej pazerności i dbania o własne interesy. Oba kluby z Częstochowy i Gdańska w tym sezonie zmagają się z ogromnymi problemami finansowymi i nie mogą liczyć na swoich zawodników zagranicznych w najważniejszych meczach sezonu. Wniosek z tych kłopotów powinien płynąć jeden- trzeba w większym stopniu, niż dotychczas stawiać na własnych wychowanków. Choć i oni wyciągają wnioski obserwując te zawirowania w klubach,stając się coraz bardziej pazerni na kasę. Nie można całej winy zwalać na zawodników, bo to byłaby arogancja, ze strony działaczy, wszak to oni przecież wpędzili kluby w kłopoty finansowe,stosując metodę- zastaw się a postaw się. Na zawodników przy pomocy GKSŻ nałożyli knebel w postaci kar(50 tysięcy złotych) za ujawnienie, ile im kluby wiszą pieniędzy. To jest żenada nie mająca nic wspólnego z wolnością słowa. Umowy działają w dwie strony, a konsekwencje powinny być obopólne, dla działaczy i zawodników, o ile zawinili. Wygrana nad Gdańskiem oddaliła Włókniarza od ostatniego miejsca w tabeli i przy szczęśliwym zbiegu okoliczności, może obejść się bez baraży,ale to tylko teoria, w praktyce bywa z tym różnie,wszystko zależy od układu innych ważnych meczy. Malkontenci twierdzą że w polskim speedwayu jest burdel. NIEPRAWDA! Gdyby w burdelu był taki BURDEL, jak w speedwayu, to burdelmama z panienkami dawno umarłaby z głodu.W tym temacie musi się coś zmienić,bo będzie bardzo krucho z polskim żużlem!







sobota, 2 sierpnia 2014

Marek Cieślak: Nic nikomu nie musi udowadniać,bronią go wyniki!

Każdy kto podważa dorobek i próbuje zdyskredytować osiągnięcia Marka Cieślaka, jako trenera kadry polskich żużlowców jest...arogantem, zazdrośnikiem i zawistnikiem. Dokonania Marka Cieślaka jako trenera kadry są imponujące. Rok 2007, 2009, 2010, 20011, 20013 złoto , rok 2008 srebro Drużynowego Pucharu Świata (dawniej Drużynowych Mistrzostw Świata) . Wynika z tego że w ostatnich 7 latach, przy jego wydatnej pomocy i wyczuciu w ustawieniu składu, polscy żużlowcy zdobyli 7 medali w tym aż 5 z (6- ciu w historii) koloru złotego. Pokażcie mi proszę jakąkolwiek polską drużynę w sportach zespołowych,która w przeciągu 7 lat 5 razy była Mistrzem Świata. Jakie więc można mieć jeszcze oczekiwania, od człowieka który skończył właśnie 64 lata i osiągnął w tym sporcie tak wiele, że nie dorówna mu w najbliższych latach żaden inny trener? W szowinistycznej Polsce nigdy nic nikomu nie pasuje i tak już jest, że jak się komuś coś udaje, to zaraz go oplują, zniszczą, pozbawią wszelkiej radości różni malkontenci,cynicy i hejterzy. W tym miejscu trzeba przytoczyć wybrane słowa z piosenki zespołu Lady Pank ''Siódme niebo nienawiści '' Niech tam kto wychyli łeb, trzeba opluć, zgnoić, zgnieść. Taki nasz powszedni chleb, obsobaczyć go i cześć. W siódmym niebie nienawiści zmiłowania ani gram, w siódmym niebie nienawiści lepiej niż na haju nam. Nic tam nie jest wybaczone byle drobiazg byle grzech. Wszystkie chwyty dozwolone, by przywalić komuś. Ech...'' Przez wiele lat pracy Marka Cieślaka z kadrą ciągle przewija się problem jego rychłej rezygnacji, jakby ktoś celowo rozsiewał te plotki o jego odejściu. Te paszkwile puszczają w obieg po kraju pewne środowiska związane ze znanym platformianym senatorem ziemi lubuskiej,który ma ambicje za wszelką cenę wcisnąć na trenera kadry swojego pupila. Jest to trener jednego z ekstraligowych klubów z tego regionu Polski z Myszką Miki na plastronie. Stawianie ultimatum Markowi Cieślakowi - że pozostanie na stanowisku jak zdobędzie kolejne złoto w Bydgoszczy, jest haniebne i pozbawione logiki,bo jak przed tak ważnymi zawodami można stawiać takie ultimatum.Trener z takim dorobkiem nie zasługuje na takie traktowanie. Pytanie do decydentów żużla powinno brzmieć raczej-czy władze naszego rodzimego speedwaya, mogą sobie pozwolić na rezygnację z usług tego wybitnego trenera, który jak nikt inny ma nosa do żużlowców i zna się na przygotowaniu torów i ustawieniach motocykli. Ponadto zna na wylot psychikę każdego żużlowca którego powołuje do kadry na poszczególne zawody. Człowiek który zdobył 5 tytułów mistrzowskich w normalnym kraju, noszony byłby na rękach, u nas robi się wszystko by podważyć jego kompetencje i dokonania. Cieślak w przeciwieństwie do młokosów z ambicjami, niczego nikomu nie musi udowadniać. To władze polskiego speedwaya powinny o niego zabiegać, bo ratuje im '' cztery litery'' i zdobywa dla związku sportowego i polskiego żużla garście medali i to tych z najszlachetniejszego kruszcu. Mają się więc decydenci czym chwalić na salonach politycznych i w światowego speedwaya. Stawianie ultimatum- że jak zdobędzie kolejne złoto to PZM podpisze z nim kolejny kontrakt, jest wielkim nietaktem w stosunku do tak zasłużonego trenera. Malkontenci zawsze wynajdą powód, by nawet najlepszemu trenerowi obrzydzić życie,bo z reguły nic im się nie podoba. Czytając na różnych forach '' pseudo fachowców'' od siedmiu boleści i mowy nienawiści,oraz różnych krytykantów Marka ręce opadają. Wyłazi z tych ludzi lokalny szowinizm, zawiść i tzw. ''polactwo'' które odnotowujemy w polityce i innych dziedzinach naszego życia. Nie ma w tych ludziach żadnej pokory, jest zwykłe łajdactwo i pazerność na stanowiska. Wprawdzie ktoś kiedyś powiedział że nie ma ludzi niezastąpionych, jednak trzeba sobie uświadomić, że tej klasy fachowca w polskim żużlu nie mieliśmy od dawna. Marka Cieślaka bronią wyniki i to jest niezaprzeczalny fakt,zresztą nie zmienia się kogoś co ma takie wspaniałe wyniki. Sporo ludzi uważa podobnie, ale jak to bywa w społeczeństwie zachłyśniętym wolnością i młodością,malkontentów nie brakuje, trzeba ich koniecznie przekonać że Marek daje rękojmię wspaniałych wyników, bo się na tym zna. Przyczepiają się do tematu ci co go chcą zastąpić, jak rzep do psiego ogona i nie podoba im się nawet jego sposób bycia i wysławiania,a  szczególnie bolą ich jego sukcesy. Nie obchodzi ich żadna merytoryczna dyskusja,za wszelką cenę chcą tylko człowiekowi anonimowo przywalić. Wiem dobrze że nie każdy za nim przepada,bo zna swoją wartość i nie da sobie w kaszę dmuchać,gdyż nie lubi jak ktoś podważa jego decyzję. Jest na swój sposób kontrowersyjny,ale ludzie kontrowersyjni osiągają właśnie najwięcej sukcesów. Znam Marka osobiście i mam szacunek do jego pracy i skuteczności, do strategii działania, która przyniosła Polsce paletę medali, bo to trener nietuzinkowy. Niestety tak się składa że nie szanują go także w naszym wspólnym rodzinnym mieście Częstochowie, dlatego że nie lubi błaznów,którzy stawiają na obiecanki, zamiast na uczciwość i wypłacalność. Pracował z tego powodu w różnych klubach Polski w Częstochowie, Wrocławiu, Zielonej Górze a teraz w Tarnowie. Mam przekonanie graniczące z pewnością, że takiej serii  złotych medali, nikt w najbliższych latach nie powtórzy. Marek to świetny strateg, który z miną pokerzysty rozgrywa każde zawody i to rozgrywa skutecznie,dlatego wielu mu tej umiejętności zazdrości. O jego profesjonalności świadczy fakt, że wielu zawodników chce jeździć w jego zespołach ligowych, bo uważają go za świetnego fachowca od którego można się dużo nauczyć. Takim żużlowcem jest Greg Hancock, który z niejednego'' żużlowego pieca'' chleb jadł. uważnie śledzi gdzie Cieślak jest i tam się właśnie zatrudnia. Marek nie jest alfą i omegą, ale ma analityczne podejście do każdych zawodów i umiejętność podejmowania szybkich i trafnych, a czasem ryzykownych decyzji. Ważne że te decyzję są skuteczne. Ma też wyczucie formy u zawodników na których stawia w danych zawodach. Podejmując decyzję o jego dalszych losach, jako trenera kadry, PZM powinien pamiętać że jest tylko jeden Marek Cieślak, a potem długo, długo nic i...pełno średniaków,bez osobowości charyzmy posłuchu i doświadczenia,którzy nie są żadną alternatywą! Z ostatniej chwili reprezentacja polskich żużlowców zdobyła trzeci srebrny medal (2 pod wodzą Cieślaka) w Drużynowych Mistrzostwach Świata w Bydgoszczy w dniu 02.08.2014 roku, przegrywając jednym punktem z reprezentacją Danii.Trzecie miejsce zajęła Australia. Po finale Drużynowego Pucharu Świata zwieńczonego zdobyciem srebrnego medalu Marek Cieślak  sam podjął decyzję o zakończeniu współpracy z kadrą narodową. Po co więc były te '' podchody'', knowania i naciski. Za ten finał nie można winić żadnego z zawodników, przecież zdobyli srebrny medal i tytuł wicemistrzowski. Taki jest sport, ktoś przegrać przecież musi, tym razem padło na polskich zawodników, a przegrana jednym punktem ujmy nie przynosi, ważne że walczyli do końca, dając z siebie wszystko. Marek Cieślak rozstał się z kadrą z klasą, twierdząc - że teraz za prowadzenie kadry powinny się wziąć zdecydowanie młodsze osoby. Tak kończy się etap pełen sukcesów w historii występów polskiej kadry żużlowców. Życzę następcy,by był równie skuteczny!

Armando Castagna-szkodnik światowego speedwaya zawitał do... Zielonej Góry!

Do Polski przyjechał największy szkodnik światowego speedwaya, członek Komisji Torowych FIM, Włoch Armando Castagna. Konkretnie zawitał do Zielonej Góry, jako pomysłodawca Word Speedway League, dziwnego tworu czyli namiastki Ligi Mistrzów na żużlu. Dziwię się działaczom z tego miasta, że wogóle z tym człowiekiem rozmawiają i prowadzą jakieś szemrane interesy, pomagając mu w pomyśle tworzenia ILSB- Międzynarodowego Biura Lig Żużlowych. Pomysł to iście z piekła rodem,który tak naprawdę powstaje tylko chyba po to, by zaszkodzić firmie z Torunia, która organizuje SEC- rundy Indywidualnych Mistrzostw Europy na żużlu. Pomagający mu w tym przedsięwzięciu senator RP Robert Dowhan i zielonogórski klub, tak naprawdę szkodzą polskiemu żużlowi.Jak znam włoskie realia to na tej organizacji najbardziej skorzysta sam Armando Castagna, który w Polsce powinien być osobą persona non grata, za wszystkie szkodliwe działania w stosunku do polskiego speedwaya,a szczególnie za zakaz startów zawodników z Grand Prix (później po protestach odwołany) i nie dopuszczenie przelotowego polskiego tłumika. Nie obchodzi mnie że Zielona Góra organizuje coś na złość Toruniowi, ale dziwi że w tym projekcie bierze udział człowiek z GKSŻ,były prezes z klubu z Torunia Wojciech Stępniewski(czyżby punkt widzenia zależał od punktu siedzenia?) Gdyby działacze z Zielonej Góry nie zainicjowali tematu organizacji takich zawodów i nie wychodzili przed orkiestrę,to Armando Castagna nie mógłby się wszem i wobec chwalić, że niby to on za wszystkim stoi i jest głównym rozgrywającym tej kadłubowej imprezy. Mają szczęście zielonogórzanie że utrzymywali jego przybycie w tajemnicy do ostatniej chwili, bo kibice szykowali protest i na pewno nieźle by się Armando Castagnii oberwało, za ich lekceważenie. Spieszno zarozumiałemu bufonowi, oj spieszno na piedestał. Armando Castagna odkąd wskoczył w marynarkę z naszywką FIM, szkodzi polskiemu i światowemu speedwayowi i promuje wyłącznie swojego syna Paco i skoligaconych z nim producentów żużlowych akcesoriów,w tym nic nie wartych części do motocykli GM, które w tym roku są wyjątkowo marne,a zawodnicy od początku sezonu nie mogą dojść do ładu z motocyklami (cóż monopolista) Armando Castagna działa na polskich kibiców jak płachta na byka, za zastopowanie polskiego tłumika Leszka Demskiego z Ostrowa Wielkopolskiego. W mediach promuje się go jako uzdrowiciela speedwaya, a tak naprawdę jest jego niszczycielem i dziwię się że działacze z Zielonej Góry z popierającym ich senatorem Dowhanem, chcą jeszcze wogóle z nim rozmawiać i robić jakieś interesy. W FIM to on lobbował za zatkanymi tłumikami,które w żużlu zabiły jazdę po zewnętrznej stronie toru, na przyczepnej jego nawierzchni i przyczyniają się do wielu groźnych kontuzji zawodników. Nie wspominając o skórzanych kombinezonach,które chciał wprowadzić ponownie do żużla,by wspomóc kumpla producenta. Teraz z pomocą działaczy ze sportowym ADHD z Zielonej Góry wymyślił sobie że Liga Mistrzów w żużlu wykończy SEC- Mistrzostwa Europy. Liga Mistrzów będzie miała sens tylko wtedy, gdy będzie wyjaśniona przynależność klubowa zawodników.Jeden zawodnik-jeden klub inaczej nie ma to żadnego sensu, bo to kopiowanie innych istniejących już pomysłów. Ten ''pomysłowy robotek'' próbuje przekuć czyjeś pomysły na swoje konto, czego jak dotąd działacze z Zielonej Góry, jakby nie zauważali.Choć na żużlu jeździł średnio to głowę do interesów ma. W Polsce zaczynał swoją przygodę w Motorze Lublin w 1997 roku i na tym powinien poprzestać, ułatwianie mu kariery, granatowo marynarkowego działacza przez ludzi  z Zielonej Góry jest szkodliwe dla całego polskiego żużla. Jako jeden z działaczy światowego speedwaya ma poparcie starych krajów zachodu, w których żużel istnieje w szczątkowej formie i w tym tkwi jego siła,a Polacy z najsilniejszą ligą świata  muszą mu nadskakiwać, bo nie mogą się ze sobą porozumieć, dla dobra polskiego żużla. Według mnie im szybciej odejdzie z tej skorumpowanej centrali, tym lepiej dla światowego,a przy tym i polskiego żużla. Od jakiegoś czasu twarz senatora Dowhana skutecznie zniechęca mnie do polskiego żużla,bo te wszystkie jego działania są jakieś powierzchowne i nastawione tylko na pijar jego własnej osoby.Wkurzam się że ''POlactwo'' nie potrafi się dogadać między sobą, by nie dopuszczać takich szkodników speedwaya do organizowania imprez, które tak naprawdę przynoszą profity tylko jemu! 

piątek, 1 sierpnia 2014

Rozbiór zawodników Włókniarza staje się faktem!

W dziejach Polski były trzy rozbiory-I rozbiór Polski-1772 r(Rosja,Prusy.Austria) II rozbiór Polski-1793 r (Rosja,Prusy) i III rozbiór Polski-1795 r(Rosja,Prusy,Austria). W dziejach klubu Włókniarz Częstochowa(nie zaakceptuje nigdy innej nazwy) było już kilka rozbiorów zawodników i szykuje się następny po zakończeniu tego sezonu, z tym że będzie to konieczny rozbiór ścigantów przez inne kluby. Jak zwał,tak zwał,ale ze względu na niezrozumiałe zadłużenie staje się powoli faktem. To tylko kwestia czasu,kiedy wysłannicy innych klubów(kaperownicy) zaczną namawianie i obiecywanie gruszek na wierzbie, w stosunku do łatwowiernych zawodników. Zresztą sam zarząd do tego prowokuje, a słowa prezesa Dariusza Śleszyńskiego, to potwierdzają. Zapowiada on mianowicie że- w przyszłym roku nie będzie już w klubie tylu głośnych nazwisk zawodników,a drużyna ma być budowana w oparciu o Petera Kildemanda. Jak znam życie,to nikt kto zajmuje się żużlem,nie ma takiej pewności jak prezes Śleszyński,czy Peter Kildemand wogóle zostanie w Częstochowie. Życie bywa przewrotne,w szczególności dotyczy to speedwaya, gdzie można mnożyć przykłady,gdy wydawało się że zawodnik i klub są dogadani, a w ostateczności zawodnik wylądował w klubie, który w ostatniej chwili podbił stawkę,płacąc więcej za przejście.Bardzo bym chciał by Peter Kildemand został w Częstochowie, skoro czuje się tu dobrze i się nieźle zaaklimatyzował. Pokazywał charakter i walkę na torze, Jest waleczny do samego końca każdego wyścigu, ale jego doradcy na pewno mu doradzą by jednak skorzystał z okazji i szedł tam gdzie mu więcej zapłacą,wszak jest zawodnikiem na dorobku. Taki jest przywilej najemników, że kochają zawsze ten klub,w którym dostaną więcej mamony,na swoje konto. Nie ma wśród zawodników najemnych żadnych sentymentów i gdy tylko nadarzy się dobra okazja, szybko pokochają inny klub(czytaj wypłacalny).Można tylko wierzyć, że Peter Kildemand, nie jest zepsuty do szpiku kości, jak inni stranierii,od lat krążący po polskiej Ekstralidze. Zatrzymanie Petera Kildemanda we Włókniarzu,będzie niezwykle trudne,a ja twierdzę że wręcz niemożliwe. Faktyczny ''rozbiór '' Włókniarza w tym sezonie już się tak naprawdę zaczął, no chyba że zdarzy się cud, o co w Częstochowie podobno nie trudno(wiadomo Jasna Góra). Przez pryzmat kłopotów Włókniarza Częstochowa, czy Wybrzeża Gdańsk, należy patrzeć także na inne ośrodki speedwaya, bo wiele klubów w przyszłym sezonie,może mieć podobne problemy i będzie zmuszonych, do oszczędności, ze względu na tegoroczne wysokie zobowiązania i tu jest jakaś iskierka nadziei, że kilku zawodników zostanie jednak w Częstochowie, ze względu na brak woli nowych pracodawców, do ich zatrudnienia. Mam nadzieję że niektórym prezesom przeszła ochota na budowanie chwilowego składu,którym można postraszyć przeciwnika i zaczną myśleć poważnie o konsekwencjach tego chwilowego kaprysu i przestaną podpisywać kontrakty bez pokrycia. Wszyscy ludzie w polskim żużlu muszą przejść fazę bujania w obłokach,do fazy zejścia na ziemię i to jak najszybciej. Naprawdę nadszedł czas wyciągania wniosków z błędów poprzedników i czas zdroworozsądkowego myślenia o żużlu. Może to być jednak trudne, bo  u polskich działaczy pokutuje ciągle stwierdzenie'' zastaw się ,a postaw się'' i co gorsza że ''punkt widzenia zależy od punktu siedzenia''. Podejrzewam i nie jestem w tym odosobniony, że tak naprawdę w przyszłym sezonie tylko 3 drużyny będą miały pieniądze na rywalizację o medale, reszta będzie kombinowała jak przetrwać, nawet w Toruniu nastąpi zmiana sponsora co jest pewne jak podatki. Dotychczasowy sponsor ma dość tej szarpaniny i całego cyrku na dwóch kółkach i definitywnie rezygnuje z finansowania żużla. Na wyjazdy ze względów oszczędnościowo-księgowych będą jeździć w okrojonych składach,a często juniorskich, by nie pogłębiać kosztów. Wszak w żużlu jest tak że ze stuprocentową pewnością można powiedzieć, jaki będzie wynik na wyjeździe. To będzie patologia i parodia żużla. Rynek transferowy może być ciekawy, ale na gwiazdy speedwaya stać będzie naprawdę nielicznie kluby. Zawodnikom po tegorocznych problemach z płynnością finansową, zapewne zapali się czerwona lampka i wyjdą z założenia, że lepiej dostać mniej pieniędzy, ale wogóle dostać i być pewnym że pracodawca w terminie je wypłaci. Bezpowrotnie powinien minąć czas obiecanek i wizji tworzenia dream teamów bez pokrycia finansowego. Konieczny jest czas rozwagi, tak ze strony klubów, jak i zawodników. Innej drogi nie ma, ta obecna prowadzi na manowce i ku zagładzie polskiego żużla. Trzeba sobie zdać w końcu sprawę że eldorado w polskim żużlu naprawdę się kończy,a powodów tego stanu rzeczy jest wiele,zasadniczych kilka- nieudolni prezesi klubów,kosmiczne zarobki za punkty  i podpis wypłacane zawodnikom,za przejście do innego klubu,trwanie na siłę w Ekstralidze, pomimo że ich na to nie stać. Życie na kredyt stało się normą,a odpowiedzialność  za klub i podejmowane decyzje staniała. Elita to tak naprawdę 3 kluby, a główną bolączką są debilni niereformowalni prezesi, cały ten beton PZM-tu i jego słudzy wywodzący się z klubów członkowie kadłubowego składu GKSŻ, poza wyjątkami których nie będę wskazywał palcem, by im nie zaszkodzić. Niektórzy kibice nie mający pojęcia o funkcjonowaniu  klubu i zarządu,utwierdzali zarząd w przekonaniu, że idą w dobrym kierunku i naciskali by budowali skład marzeń,nie bacząc na koszty,dając tym samym zarządowi zielone światło do dalszego zadłużania klubu i różnego rodzaju machlojek,żeby nie powiedzieć przekrętów.Stało się to co miało się stać komornik zablokował konto klubu z dotacją od miasta Częstochowa w kwocie 500 tysięcy złotych. Jak skończyło się takie przyzwolenie dla zarządu wiemy,4 milionami długu, a kibice Włókniarza którzy teraz dużo krzyczą,poprzez naciski maja w tym zadłużeniu swój udział, bo widowiska wzięły górę nad rozsądkiem. Trzeba spojrzeć uczciwie prawdzie w oczy i wykrzesać w sobie odrobinę skruchy. Żal tych walecznych widowiskowo jeżdżących zawodników,wszystkich bez wyjątków, choć niektórzy z nich mają sporo za uszami. Gdyby nie zabrakło kasy i nie siadła przez to  atmosfera wśród zawodników, mogło być naprawdę wspaniale. Jako realista jestem pogodzony,ze stratą jaka czeka mój ukochany klub(nie znaczy to że nie mogę pisać o nim krytycznie) choć te słowa konstruktywnej krytyki w szczególności należą się bezstrowskim działaczom z zarządu,którzy zapomnieli o podstawowej sprawie-uczciwości ludzkiej, wobec zawodników i kibiców, a przede wszystkim  wobec samych siebie. W wyniku pokrętnych działań zarządu sytuacja jest w klubie nieciekawa,można powiedzieć że nawet -tragiczna,a rozbiór zawodników coraz bardziej realny. Pomimo tragicznej sytuacji w jaka wpędzili klub różni działacze, na przestrzeni lat, na mecze nadal będę chodził, bo jako stary kibic Włókniarza,nigdy tej nazwy się nie wstydzę,Ja kocham i szanuje swój klub, a nie poszczególnych działaczy, którzy chcieli się na klubie tylko wypromować, nie mając pojęcia jak się zarządza klubem. Dla mnie jako kibica który jest z klubem na dobre i na złe, liczy się piękno żużla, finezja i jego kwintesencja. Do PZM i prezesa Andrzeja Witkowskiego, mam prośbę- niech wreszcie zajmie się polskim żużlem, póki nie jest za późno i skasuje w trybie pilnym badziewne tłumiki, które obiecał wycofać. Do panów wielmożów z GKSŻ- dajcie sobie spokój z bzdurnymi przepisami i sprzecznymi regulaminami, które tak naprawdę służą do omijania przepisów i polskiego prawa. Zastanowić się powinni, do czego doprowadziły w tym sezonie licencje nadzorowane-na pewno  do jeszcze większych długów, trzeba je więc zlikwidować. Najwyższy czas podjąć radykalne decyzje i wzorem mitycznych władców którzy burzyli i odbudowywali  na nowo świątynie- zburzyć i odbudować polski żużel. Niech tam w centrali ruszy wreszcie kogoś sumienie, podnieście ''cztery litery'' z wygodnych dobrze opłacanych foteli i zróbcie coś dobrego dla polskiego speedwaya,póki nie będziemy wszyscy bankrutami. Przestańmy żyć w zakłamaniu,bo wybielanie czarnego sportu to iluzja. Jest tylko pytanie,czy można zmusić do rozsądku włodarzy polskiego speedwaya,którzy nie potrafią myśleć w sposób racjonalny? Tak,trzeba tylko wywierać na nich silną stałą presję i patrzeć na ręce i zmuszać do rozważnego działania!