piątek, 27 grudnia 2013

Marian Kaznowski-przerwana kariera!


W dniu 29 grudnia 2009 roku odszedł na wieczną warte,wspaniały żużlowiec częstochowskiego Włókniarza,a później sędzia,trener i Komisarz Techniczny śp,Marian Kaznowski. Mija własnie czwarta rocznica gdy nie ma go wśród nas.W Częstochowie znali go wszyscy.Któż nie znał jego małego sklepu z częściami przy obecnej ulicy Wilsona.Wszyscy w siermiężnych czasach komunizmu własnie u niego zaopatrywaliśmy się w części do samochodów i motocykli.Często go  w tym sklepiku odwiedzałem bo miał dostęp do dobrych uszczelek.Zdobycie ich w tamtych czasach było rzeczą trudną.Trochę sobie zawsze pogadaliśmy o tym i owym,jak to ludzie zaszczepieni bakcylem współczesnej motoryzacji. Pan Marian był absolwentem wspaniałego IV Liceum Ogólnokształcącego im Henryka Sienkiewicza.O którym to inny częstochowianin Muniek Staszczyk z zespołu T.Love popełnił piosenkę,ponieważ także był tego liceum absolwentem. W latach szkolnych,o czym zapewne młodsza dziatwa nie ma pojęcia p.Marian grał na organach i na instrumentach dętych.Ja byłem akordeonistą więc mieliśmy czasem o czym pogadać. Był też dyrektorem szkolnej orkiestry i czasem komponował utwory muzyczne.Studiował na Politechnice Łódzkiej,jednak później przeniósł się do Częstochowy na tutejszą Politechnikę,którą ukończył.Żużlem i motoryzacją zainteresował się bardzo wcześnie bo już w wieku 15 lat.Później był jednym z tych którzy tworzyli historię częstochowskiego żużla.Od samego początku,czyli od 1946 r kiedy to związał się z klubem na częstochowskim osiedlu Zawodzie,był uważany przez znawców za wielki talent,mający smykałkę i dryg do tego trudnego sportu. Z motoryzacja był związany niejako rodzinnie.Jego ojciec Szymon,też znana postać w Częstochowie,był jednym z założycieli Towarzystwa Cyklistów i Motocyklistów,które było podwaliną pod klub żużlowy Włókniarz.Potem wspólnie z ojcem Szymonem zakładali działający do dziś Automobilklub Częstochowski. Wtedy w klubie powstała bardzo słynna czwórka którą kibice szybko nazwali''czterej muszkieterowie'' w jej skład wchodzili Marian Kaznowski,Waldemar Miechowski,który wspólnie z Kusibą poznali się na talencie p.Mariana,Bogdan Laskowski i Władysław Sulczewski. Po wojnie Marian Kaznowski był niewątpliwie jednym z wybitnych polskich żużlowców. Wojna i okres powojenny to trudne czasy dla rodziny Kaznowskich.Prześladowania przez NKWD(jak młodzież wie co to znaczyło) były przekleństwem tej rodziny i ich znajomych,ale to temat na inną opowieść. W roku 1953 marzenia się spełniają.Zostaje powołany do  kadry na Mistrzostwa Świata które odbywały się wtedy na słynnym stadionie Wembley. Jednak p.Marian na te zawody nie pojechał,ze względu na tragiczny w skutkach wypadek,jaki mu się przydarzył na zawodach w Lesznie. Wielka szkoda i żal bo w tamtych czasach był w wyśmienitej formie sportowej i mógł wygrać z każdym. Z racji wspólnych zainteresowań motoryzacyjnych,czasem ucięliśmy sobie pogawędkę,bo wszystko zaczęło się tak naprawdę od samochodów,zanim komuna upaństwowiła ojcu fabryczkę.Czasem mógł pojeździć sobie samochodem ojca który należał do jego fabryki.Był to znany kolekcjonerom Opel P-4,który z racji bryły nadwozia był nazywany ''kwadraciakiem'' Ścigał się tym pojazdem na boisku ówczesnej SKRY, i wokół parków.Ojciec kupił mu jednak wtedy prawdziwy motocykl tzw.''Dekawkę''(kto to jeszcze pamięta).Była to 200-tka,na wyścigi jednak trochę za delikatna i za słaba. W tamtych czasach uczeń liceum posiadający motocykl,to była prawdziwa sensacja.Dziś nawet takiego wrażenia nie zrobiłoby Porsche. Zaczął ścigać się tym pojazdem na żużlowej bieżni na wielkopiecowej szlace z huty,w miejscu gdzie dziś stoi piękny stadion Arena Częstochowa. Zawody w tych siermiężnych pełnych zakazów czasach,zupełnie nie były podobne do tych dzisiejszych. Tory wtedy bronowano i specjalnie spulchniano,a nie robiono betonów jak obecnie. Gdy mnie wujek zabierał na takie zawody,to widziałem tylko tumany kurzu,trudno było dostrzec jakiegoś zawodnika. Po przyjściu do domu z takich zawodów,musiała być obowiązkowa kąpiel.Kurz był wszędzie w uszach,nosie na ubraniach.To był prawdziwy żużel,podzielony na klasy,w zależności od pojemności silnika. Po zdaniu matury i uzyskaniu indeksu studenta Politechniki,ojciec kupił mu w nagrodę prawdziwe jak na tamte czasy''cacko''''Jawę''350-tkę. Choć nie był z niej zadowolony,ze względu na awaryjność,to szalał na niej po częstochowskich brukach. Często wspólnie z Jurkiem Kulejem późniejszym Mistrzem Olimpijskim w boksie. Jeździli by pokazać się tutejszym pięknościom. Kulej był wtedy w klubie częstochowskim Start.Wielkie ściganie Mariana Kaznowskiego zaczęło się tak naprawdę wtedy gdy''warszawka'' przydzieliła do klubu pierwszy prawdziwy motocykl żużlowy(chyba to był JAP) Wtedy Kaznowski trafił do Kadry Narodowej Żużlowców. Po śmierci swego przyjaciela,pierwszego Mistrza Polski Alfreda Smoczyka,nie miał tak naprawdę sobie równych. Zaszedłby na pewno wysoko w karierze zawodniczej,gdyby nie fatalny w skutkach wypadek na torze w Lesznie. Któryś z zawodników(chyba Kowalski) po starcie przygniótł go do bandy. Motocykl wyleciał do góry jak z katapulty i nastąpił groźny w skutkach,jak się niechybnie okazało upadek. Złamana noga,zerwane mięśnie stopy. Gdyby wtedy lekarze nie byli z tych co to''nie matura lecz chęć szczera zrobi z Ciebie felczera'',może nogę udało by się uratować. Zamiast tą nogę okładać zimnym lodem,ten konował ją podgrzewał i zrobiła się natychmiast zgorzel. Żeby wtedy nie nastąpił splot różnych okoliczności-między innymi braku karetki która się popsuła i w międzyczasie naprawiali ją koledzy z toru p. Mariana,Olejniczak,Woźniak i Glapiak,by zawieść zawodnika na konsultację do Poznania,może sytuacja wyglądała by inaczej. Niestety tak się nie stało. Dla człowieka który dopiero wkraczał w dorosłe życie i stał u progu wielkiej kariery sportowej,była to ogromna tragedia. Nie do opisania. Jak wspominał-Miałem nawet myśli samobójcze. Sam nie raz się zastanawiam,jak ja bym się zachował w tak trudnej dla człowieka sytuacji,ale nie znalazłem odpowiedzi,na to pytanie.Choć także 9 miesięcy przeleżałem na wyciągach,to nadal chodzę na własnych nogach. Jednak p,Marian przy pomocy narzeczonej a późniejszej żony i nie małej zasłudze kolegów z toru,którzy jak tylko mogli starali mu się pomóc,dźwignął się z tej strasznej dla młodego człowieka tragedii. By zapomnieć i wypełnić czas znalazł sobie inne pokrewne zajęcie. Został jednym z pięciu na świecie Komisarzem Technicznym od ekspertyz dotyczących motocykli.Zdobył także licencję sędziego międzynarodowego,a później uprawnienia trenerskie,co skutkowało tym że przez jakiś czas pełnił funkcję trenera we Włókniarzu Częstochowa. Trenował mojego imiennika Stefana Kwoczałę pierwszego Indywidualnego Mistrza Polski w barwach Włókniarza i tragicznie zmarłego żużlowca tego klubu Bronisława Idzikowskiego. Był tez p.Marian poliglotą,władał biegle trzema językami. Jak patrzę na dzisiejszy sport,to tamten wtedy był wspaniałym dodatkiem do życia,ludzie się nim bawili. Dzisiejszy jest celem życia, a to jest złe dla sportu, bo zatraca się ideę fair play. Śp.Marian Kaznowski był niekwestionowanym wzorem do naśladowania,dla dzisiejszej młodzieży. My pokolenie wychowane na tamtych wartościach zawsze Tobie pamiętamy. Cześć Twojej Pamięci, wspaniały, trenerze, wychowawco, sportowcu z zasadami!

Zdjęcie po lewej stronie posta pochodzi z bogatego archiwum CKM Włókniarz.Zdjęcie na dole pochodzi z moich  prywatnych zbiorów i podejrzewam że nie było jeszcze nigdy dotąd publikowane,ale to tylko moja teoria!
 Na tym czarno białym zdjęciu śp.Marian Kaznowski już jako międzynarodowy sędzia żużlowy w otoczeniu wspaniałych żużlowców Stali Gorzów Edwarda Jancarza i Bogusława Nowaka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz